Chodź, chodź. Jakoś się dowleczesz. Na razie możesz powtarzać szeptem i wstydząc się:
"Artysta, prawdziwy artysta, a nie przeintelektualizowany młynek, mielacy automatycznie wszystkie możliwe wariacje i permutacje, nie powinien bać się cierpienia."
"O tajemnico, wejdź jeszcze raz we mnie, zagość na jedną sekundę choćby w moim biednym móżdżku niedoświadczonego młodego byczka, abym mógł zapamiętać twoje oblicze i mógł przypomnieć cię w najgorszych chwilach, które nadejść muszą. Oświeć mnie, abym ominął straszliwości, które są we mnie, bo tych poza mną nie boję się."
I nie ma nic poza naszą tajemną namiętnością. I życie codzienne nie znaczy nic.
Pozwólcie mi tylko śnić, śnić, śnić!
Bo niczego nigdy nie było.
okryte samozniesławieniem
~ego.