Ostatnio uderzyła mnie jedna myśl:
jak bardzo życie z Bogiem różni się od życia bez Boga.
Moje życie bez Boga miało mieć dość prosty wykres:
wchodzenie na szczyt (dzieciństwo, nauka, dorabianie się, zakładanie rodziny),
apogeum (zdrowie dopisuje, praca dobra jest, dzieciaki już w miarę odchowane)
i droga w dół (dzieci już na swoim - czasem odwiedzą,
zdrowie szwankuje coraz więcej - żonie też - emerytura skromna ...
No i pewnie by się zaczęło: 'Starość się Panu Bogu nie udała',
'Teraz to już śmierci tylko wyglądać', '
Wszystko co najlepsze, już za mną' itp itd.).
Droga już tylko w dół.
Życie z Bogiem jest zupełnie inne. Dlaczego?
Bo wtedy droga ziemskiego życia prowadzi jedynie w górę - przez całe życie.
Bóg zamyśla, że staniesz się człowiekiem na jego obraz i podobieństwo
i całe życie krok po kroku jest STAWANIEM SIĘ W PEŁNI OSOBĄ, taką jaką On by chciał.
Dostaję kolejną sytuację, stawiam na Niego, cierpię, upadam lub wygrywam, ale zawsze aż do końca kroczę w górę. Jestem podtrzymywany, mam czas na odpoczynek, na zachwyt, ile drogi już za mną.
I tak do końca.
Byleby chcieć zawsze wybierać taką drogę, co nie zawsze jest łatwe, o nie!
Ale warto! Bo na końcu, u góry jest nowe miejsce,
gdzie poczuję się na 100% spełniony,
już na zawsze.