Siedem miesięcy. Siedem cholernie długich miesięcy. Siedem miesięcy pełnych szkolnego syfu. Siedem pieprzonych miesięcy i znów będę TAM. Dam radę. Bo czas skończyć bezsensowne gadanie, użalanie, rzucanie słów wartych dwa grosze na wiatr. Czas skończyć szukanie jakiegoś porytego sensu.
W głośnikach U2. Komercyjnie, ale potrzebuję czegoś uspokajającego i pozytywnego.
A Wy... A Wy chrzańcie się, bo... naprawdę nie zależy mi na Waszym zdaniu. Może jestem tylko pustą istotą, która szuka winy w innych a nie widzi problemu w sobie, ale naprawdę mnie przerażacie. Sobą mnie przerażacie. Bawcie się w swój chrzaniony wyścig szczurów, maniakalnie porównujcie oceny, odpisujcie prace domowe, przeżywajcie każdą kartkówkę i odpowiedź, kserujcie notatki, ścigajcie w serwowaniu, przysiadach, brzuszkach, skakaniu, czasach i czym tylko chcecie, zadowalajcie swoich rodziców, chwalcie się dziadkom, babciom, wujkom, teściom i całemu światu... ale beze mnie. I nawet nie próbujcie mnie wciągnąć w tą zabawę, bo ja nie mam na nią najmniejszej ochoty, uczę się dla siebie, nie dla ocen (które paradoksalnie mam dosyć dobre). Może kiedyś zrozumiecie.