Śmiga rap po mieście wyobraźni
Weszła do domu cicho stąpając. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej późny powrót będzie kolejnyn powodem do kłótni małżeńskiej. Jej mąż - niezmiernie zazdrosny i wybuchowy mężczyzna leżał na kanapie z książką w dłoniach. Spał. Karolina bezszelestnie zdjęła buty i nie szurając nogami podążyła do sypialni, nie marzyła o niczym tak bardzo jak o możliwości położenia się i zaśnięcia. Wiedziała, że tylko wtedy będzie mogła spokojnie oddać się wyobraźni i przenieś się w świat snów. Tuż za drzwiami sypialni poczuła mocny powiew wiatru i otulona chłodem zapaliła światło. Usiadła na łóżku, sięgając po zdjęcie ze ślubu, na którym wraz z mężem byli szczęśliwi, powiedziała:
-Chciałabym, by było jak za dawnych lat. Byśmy mogli być szczęśliwi jak kiedyś, bym nocy nie musiała spędzać samotnie na bankietach... - jej rozmyślania przerwał dźwięk dobiegający z dołu, wybiegła z pomieszczenia i rozglądnęła się po domu. To Krzysztof, jej mąż - upuścił książkę, gdy obracał się na prawy bok.
Karolina wróciła pospieszne do sypialni, w obawie by jej ukochany się nie obudził, zdjęła ubrania i zakładając piżamę szepnęła:
-Dobranoc, Kochanie - zgasiła światło.
Następnego dnia wstała nieco przed południem, wystraszona brakiem obecności męża w sypialni zeszła na dół:
-Krzysiek! Krzysztof !
-Tutaj jestem - mąż wychylił się zza drzwi swojego gabinetu.
-Która godzina?
-Piętnaście minut przed dwunastą. - zawołał - Możemy porozmawiać? - jego głos stawał się coraz bardziej stanowczy
-Tak - Karolina usiadła na kanapie - Stało się coś ? - zeszła z tonu, jakby w obawie kłótni.
-Nie, chciałem wiedzieć tylko - Krzysztof podszedł do żony - O której wróciłaś ?
-Nie wiem, koło dwunastej, może parę minut po..
-Kłamiesz, Karola. - uderzył dłonią o stół.
-Sugerujesz mi kłamstwo?! Na czym je opierasz? Pytam na czym?
-Obudziłem się w salonie - krzyknął - W salonie budzę się tylko w wyjątkowych sytuacjach, czasami wtedy, gdy Ty wracasz później niż przed północą.
-Mówiłam już, że może parę minut po północy, nie wiem, nie kontrolowałam czasu ! - poczuła łzy w oczach - ciągle tylko potrafisz wytykać mi błędy, a może pora byś zaczął o mnie dbać ?!
-Słucham ? Dajesz mi do zrozumienia, że o Ciebie nie dbam?
-Tak, właśnie to daję Ci do zrozumienia!
-Jak to możliwe ? Masz wszystko czego chcesz. Dom, sukienki najdroższe jakie tylko znajdziesz, buty warte tysiące. Masz dostęp do mojego konta, posiadasz nawet moje karty kredytowe i Ty śmiesz mnie osądzać, że o Ciebie nie dbam?
-Miłość, Kotku to nie tylko pieniądze, drogie sukienki i buty za pięćset złotych. Nie dla pieniędzy za Ciebie wyszłam - krzyknęła wybiegając na pierwsze piętro
Krzysztof w ogóle nie przejął się słowami żony i podążył najpierw w kierunku kuchni po kubek z kawą a następnie do gabinetu. Znów zaczął pracować. Prócz ogromnej zazdrości i burzliwego charakteru był również pracoholikiem. Nie widział czasami najistotniejszych rzeczy, które go otaczały. Potrafił spać po trzy, cztery godzinny, bo już wzywała go praca. Bywały takie sytuacje, że nie spał wcale, lub zasypiał przed laptopem, czasem podczas rozmów z kontrahentami. Każdą taką sytuację zwalał na Karolinę, wciąż ona była obwiniana o jego błędy. Musiała płacić swoim humorem, zdarzało się, że również zdrowiem. Niekiedy Krzysztof uderzał żonę, za nic. Najczęściej wtedy, gdy wracała później niż on jej pozwolił. Nigdy nie potrafiła mu się postawić, był wyższy, silniejszy a ona sama nie miała siły nawet zgłaszać tego na policję. Siedziała w domu i udawała, że wszystko jest dobrze, do pracy zanosiła fałszywe zwolnienia, które załatwiała sobie po znajomościach bądź za pieniądze.
Zwykle dni tego małżeństwa mijały szybko, zaczynały się kłótnią i kłótnią się kończyły. Było rzadkością, by wieczór był przyjemny, wręcz takie sytuacje nie miały miejsca. Ten jednak dzień strasznie się wydłużał, ciągnął się niemiłosiernie długo:
-Karolina, zrób kolację!
-Jestem zajęta! Sprawdzam prace klasowe, sam sobie zrób! - krzyknęła z góry
-Zrób kolację ! - Krzysztof krzyknął! - nie będę powtarzał setki razy, masz zrobić
-Krzysiek, nie mam czasu!
-Ja też nie! Nie będę chodził głodny!
-NIE! - Karolina pierwszy raz postawiła się mężowi.
Krzysztof nie poruszył się nawet, nie drgnął. Pogardliwie czatował za drzwiami swojego gabinetu i odliczał czas jaki zajęło jego żonie podniesienie się z krzesła, poprawienie fryzury, zgaszenie światła i opuszczenie jednego z pokoi, które umieszczone były na górze. Kobieta zeszła po schodach na dół i kierując się do kuchni ominęła ją szerokim łukiem:
-Co robisz?
-Idę do łazienki, czy to takie dziwne?
-Tak, Karola, tak - Krzysztof wychylił się bardziej zza drzwi.
-Dlaczego niby - bezzwłocznie wzruszyła ramionami - co w tym dziwnego ?
-To, że zeszłaś na dół, skoro na górze też jest łazienka. Szłaś w stronę kuchni, lecz ominęłaś ją jakby tam straszyło - mąż kobiety podniósł ton - Jestem głodny ! - krzyknął.
-To idź do kuchni i zrób sobie kolację. - ziewnęła.
-A Ty nie możesz?
-Nie!
-Dlaczego?
-Bo jestem zajęta - odwróciła się i weszła do łazienki.
Siedziała w niej dość długo, czas nieubłaganie płynął. Zbliżała się 22:00.
CDN. w notatce z tytułem
Ulicznybeatbox - 5(b)