Wczoraj, dzień przed ustną maturą z języka polskiego pomyślałam sobie, że nie dam rady, że nie jestem wystarczająco przygotowana. Prezentowałam swoją pracę przed siostrą i nie szło mi to zbyt dobrze. Wtedy Pati leżała na łóżku i z radością powiedziała: "o, kopie!". Byłam dość zdziwiona, bo o tej godzinie (było około 22), dzidziuś zazwyczaj już spał i raczej nie dawał już popalić swojej mamusi. W tym momencie położyłam swoją dłoń na jej brzuchu i... nic. "No... kopnij ciocię na szczęście, jutro ma maturę", ja oczywiście dodałam: "no, kopnij ciocię Martynkę, bo jutro musi sobie jakoś poradzić na ustnym..." i nagle poczułam kopnięcie w rękę. To było jedno z najdziwniejszych, a zarazem najpiękniejszych gestów jakich w życiu doświadczyłam. Poczułam łzy w oczach i nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się stało.
Dzisiaj rano wstałam, czułam, że serce mam w okolicach gardła, ale myślę sobie, co ma być, to będzie. Pati dając mi ostatniego kopa w dupę na szczęście stwierdziła: "spoko, dasz sobie radę, dostałaś kopa od dzidziusia, to musi być dobrze"
Zdałam maturę na 100%, byłam i chyba nawet do tej pory jestem w szoku i jakoś to do mnie nie dociera.
Jak tylko dziecko pojawi się na tym świecie, dam mu wielkiego buziaka, za ten cudowny gest, którego nigdy nie zapomnę.
Na zdjęciu: Szczęśliwa mamusia, cudowny dzidziuś, Karolina i ja (zdjęcie z wieczoru panieńskiego) :)
Użytkownik tysias
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.