I teraz ogień i ciepło nieprzyjazne
Złowrogie niebo podczas nocy i dnia
Zanikły gdzieś, te głosy czerwoną różą spowite
W jedwabiu utulony do krainy marzeń odchodząc
Sącząc wino jak krew, by spragnione gardło napoić
Spoglądając w oczy, nigdy nie będące takie same
Żar na ustach, spalający w przyjemności do cna
Błagając, by nie przeminęły miesiące bez potrzeb
Oczy otwierają się i wszystko milknie
Wszystko wokół puste, pozbawione wewnątrz sensu
Pozbawiony powodu by zasnąć, by się budzić
Ból tęsknoty chorobą, która mnie dręczy wciąż
Nie ma dnia, by wypatrywać powodu istnienia
Spodziewać się, czy czekać aż nadejdzie znikąd
Moja jedyna nadzieja uśmiechu na twarzy
Każdego ranka, zbudzony snami pięknymi
Które jedynie rozcinają moje serce do krwi
Jak mogłem pozwolić, odejść do dalekich krain
I teraz patrzę przed siebie, obok swojego cienia
Jedynie puste serce pozwala mi teraz żyć