Tak, wsadziłam Amadiego na konia. No i miał schizy. Najpierw jechaliśmy razem, to szybko zrezygnowaliśmy, bo było niewygodnie, a Karemu ciut ciężko się szło. Porobiliśmy zdjęcia i paliliśmy dziadkową fajkę Amadiego. Bardzo smaczne drewno. Pachnie jak meble mojej prababci.
Dzisiaj zebrałam już dwóch pomocników do stajni. Madzia przyniesie coś dobrego i będzie beka. Amadi znowu będzie cały czas stał przy Quentinie pewno. Jego ukochany rumak.
Chyba po części rozwiązałam swój problem. Mam nadzieję, że kiedyś w końcu moje marzenie się spełni. Z drugiej strony też chyba jest na to nadzieja. W sumie zajebiście.
don't stop me now!