Potem ległem spać o przez około dwadzieścia godzin nie wiedziałem, co się dzieje na świecie. Potem wstałem, zapakowałem chlebaki i ruszyłem w drogę szczęśliwy, że wydostałem się wreszcie z labiryntów Borgesa, do których w jakiś sposób (że posłużę się jednym z ulubionych borgesowskich zwrotów) bardzo się przywiązałem, dosłownie i w przenośni, ale też już bardzo chciałem się z nich wyplątać między innymi dlatego, żeby móc w inne labirynty się zaplątać.
...
...Staliśmy przd słońcem na kolanach".
...
Czarny wieczór o czarną noc spędziłem nad bielą kartki papieru, coś tam sobie pisząc, coś, co ogólnie, ale i dość precyzyjnie można by określić jako wysiłki zmierzające do akcentacji: bieli - żeby była bielą, czerni - żeby była czernią. A to za pomocą rozmaitych innych kolorów.
...
W oczekiwaniu na Osobę chodziłem po przestronnym korytarzu, paląc papierosa i myśląc i tym, czy to możliwe, żeby, ostatni raz był w Krakowie 17 albo 18 lat temu, kiedy to po raz pierwszy i ostatni widziałem Andrzeja Bursę i zamieniłem z Nim kilkanaście zdań.
...
...więc Słońce, które jak zauważa Andrzej Moszczyński, mówi samo siebie swoim własnym językiem, i można by ewentualnie dodać, że i we własnym imieniu - mówi jakby też i do mnie - ciepło i po imieniu, kiedy przez przymrużone powieki podglądam jego błyski na pofalowanej lekkim wiatrem powierzchni wody. Zajmuję się tym, czym powinienem i - nikomu nie przeszkadzam.
Edward Stachura - Z wypowiedzi rozproszonych - Historia pewnego przekładu
fot. Kamila