kiedy skończy sie dzień, znowu staniemy pod klatką, miej
chłopców w opiece najświętsza boska matko, tutaj gdzie
upaść łatwo choć progi nie wysokie, jedyne co daje światło
to blask, plazm zza okien, znowu staniemy pod blokiem i bd
przeklinać, bd omijać nas bokiem, żeby z nami nie zaczynać,
my to ci z marginesu, których praca sie nie ima, bd na nas
wieszać huje jak ciuchy na manekinach, wkońcu przychodzi
zima, wiatr coraz mocniej pizga, ciągle przeklinamy system
i walimy te piwska, przyszłość miała być szansą, a przyszła
jaka przyszła, wszystko zdaje sie być piękne, chyba, że widzisz
to z bliska, każdy z nas gaśnie z czasem tak jak iskra, choć
większość ma mature, co drugi ma magistra, ławka to nasza
przystań z daleka od obietnic, a ponoć to my jesteśmy
niebezpieczni. ja bd tam stać płonąć i patrzeć na świat, ze mną
mój bóg, moja wiara, całe miasta, chociaż kłamstwem nas karmią,
wiemy jaka jest prawda, nawet z betonu czasem róża wyrasta .