opuszkami muskając
hemisfery próżnię
drżąc pod ciężarem niebytu
zamarł ten dzień
paniczna konwulsja
rozbijając atomy ciszy
w monotonii szeptu
uciekł przez żarem
zabarykadował słońce
za linią widnokręgu
aby trwać
pomiędzy spojrzeniami
ey, to był w końcu chłopak czy dziewucha? tam, w przychodni.