02.02.2004. Dokładnie wtedy to się zaczęło. Oh, nie, tak naprawdę trochę wcześniej, ale jakąś datę fajnie jest mieć.
A teraz przejdźmy do spraw psychologicznych. Już od pierwszych stron widać, jaka między nami była (wcześniej napisałam "jest", ale teraz zdecydowanie nie ma już tej różnicy ;) ) różnica. Moje wpisy, to: faceci, faceci, ten facet, inny facet, znowu tamten facet. W przerwie między tymi facetami A. pisała jak bardzo nienawidzi tej szkoły. Ja też nienawidziłam, ale miałam ważniejsze (no dobra, sto razy głupsze) rzeczy na głowie. Warto wspomnieć, że większość wpisów dokonywała się na lekcjach. Od razu widać, jak mi mijał czas w szkole. ;) Więc tak to wygląda. Ja swoje o facetach, których nie da się zrozumieć, ona swoje o pojebanej szkole, w której musimy siedzieć.
I chyba od tego się zaczął nasz słynny tok prowadzenia rozmów: ja swoje, A. swoje. Ja przez piętnaście minut opowiadam o czymś, kończę, a ona bez słowa komentarza zaczyna gadać o czym innym. Kocham to! ;D
!!! Która z nas właściwie wpadła na ten kretyński pomysł nazywania facetów: dolar, funt, euro.. ??? Już prawie o tym zapomniałam. ;]
Konkursy biblijne.. Te kretyńskie anioły rysowane na nudnych wycieczkach po krakowskich kościołach (anioł na kacu?!).. Nasze 10 fioletowych zasad, do których chyba nigdy się nie stosowałyśmy (czemu właściwie fioletowych?)..
A po 24.06.2005 został taki wpis: Już nigdy tak nie będzie.
Ha! Życie potrafi zaskakiwać. ;)
----