Nie jestem już tak perfekcyjna jak wcześniej, nie potrafię już tak pięknie żyć, nie potrafię szczerze się śmiać. Ale jestem. Wstaje z łóżka żeby przeżyć kolejny cholernie pusty dzień.
Bywają takie dni i noce, które zmieniają wszystko. Bywają takie rozmowy, własne lub zasłyszane, które są w stanie wywrócić do góry nogami cały nasz świat. Nie możemy ich przewidzieć. Nie możemy się na nie przygotować. Czyhają na nas gdzieś, zapisane w łańcuchy pozornych przypadków, nieuchronne jak świt po ciemności.
Postanowiłam sobie, ze już nigdy więcej. Nigdy więcej zerknięć w jego stronę. Nigdy więcej odwzajemnienia jego uśmiechu. Nigdy więcej dania mu do zrozumienia, że cokolwiek czuje. Nigdy więcej czekania na jego słowa. Nigdy więcej słuchania ich. Trwałam w tym przez całe samotne pół dnia. Aż do momentu wejścia tam. Aż do momentu, gdy poczułam zapach jego koszuli. Moje postanowienia zaczęły maleć, kruszyć się, topnieć, a ja w końcu zupełnie z nich odarta, wiedziałam, że zbliża się kolejny przypływ bezsilności wobec niego. Moja kolejna porażka i powód do bólu.