nie wiem, który to już raz wałkuję te same obawy, uparcie trzymając się zgubnych teorii. to przecież ja sama skaczę z tej drabiny, żeby składać się na nowo za każdym razem w inny sposób, bo nie potrafię dojść do porozumienia ze sobą. zapomniałam już, jaka jestem, kiedy przestaję być zmęczona, kiedy poza chorobliwą próbą ucieczki mam chęć wstać i wyjść, tak po prostu. nie mogę udawać, że to nie ma na mnie wypływu, bo kiedy zwijałam się dziś z bólu, zrozumiałam, że to droga donikąd. czy to nie będzie zuchwalstwem tak po prostu pomyśleć o tym, że zasługuję na coś dobrego.
zaczynam wierzyć, kiedy mówisz, że jestem lepsza niż mi się wydaje.