Siedziałam w tramwaju. Razem ze znajmymi jechaliśmy na działkę mojego chłopaka. Za mną siędział chłopak, miał pewnie jakieś 25 lat. Wpatrywał się w milczeniu w puszkę coli, którą trzymał w ręku. Na początku nie zwróciłam na niego za dużej uwagi, ale w pewnym momencie odezwał się do mnie.
-Hej...
-Tak? - odpowiedziałam. Dopiero wtedy zauważyłam jak bardzo był smutny. Wyglądał jak człowiek, który wypłakał już tyle łez, że nie był w stanie płakać dalej. Spojżał na mnie tymi oczami i powiedział.
-Właśnie jadę do szpitala odebrać wyniki badania na HIV. Co ja mam zrobić jak on będzie pozytywny? Czym ja sobie na to zasłużyłem? Nigdy nie ćpałem, nie zrobiłem nic, żeby zasłużyć na taką karę... Co ja mam robić?
-Żyć dalej... - odpowiedziałam. Tramwaj dojechał na mój przystanek. Wstałam aby wysiąść, a chłopak rzucił tylko nerwowe pytanie
-Czy to już tu jest szpital?
-Nie, jeszcze 2 przystanki - Odpowiedziałam. Znowu spuścił wzrok na puszkę, a ja wysiadłam z tramwaju z resztą ekipy i zamyślona poszłam w stronę działek. Nigdy więcej go nie spotkałam.