Miejsce: Szczeliniec Wielki, Konski łeb- zaraz z lewej strony widac jego mordke, (nie wiem czemu ale ktos włożył mu w otwór gębowy szyszke).
Kto nas tam zaciagnął: no cóż, na przodzie szedł pan Szymanski z Przewodnikiem Hej!.
Cel wyprawy: dotarcie na pierwszy taras widokowy zajęło nam az 674 schody. W miedzy czasie Pan Hej opowiadał nam zaskakująca historie jak to Liczyrzepa pogonil biedna babcie która miała... rozwolnienie. I tak powstalo pasmo górskie.
Gdy w koncu dotarlismy na z niecierpliwoscia oczekiwane miejsce, uswiadomilismy sobie, że jeszcze musimy z Szczelinca zejsc ( schodow w doł nie liczyłam z wiadomych przyczyn). Na sam koniec ja i Lumpka doznalysmy niesamowitego momentu, otoz nasze nogi zaczeły sie bardzo dziwnie trząsć.
Co nas martwiło: To, że po zejściu z Szczelinca czekal nas przyjazd do tego okropnego ( trudno uzyc tej nazwy) pensjonatu Odrodzenie< salwa śmiechu na widowni>. To, ze nie byłyśmy w stanie zobaczyć ani Ksieciunia ani jego miecza.
Wydaje mi sie ze to koniec, bo jak na razie nie bede sie tutaj rozpisywac co sie dzialo w pokoju. Poza tym nie mam odpowiedniego zdjecia do opisania tych traumatycznych chwil.