W życiu każdego człowieka pojawiają się takie uczucia jak "ból" czy "cierpienie". Ale czy są to te same uczucia? Moim zdaniem nie. Ból może wystąpić tymczasowo, a cierpienie było, jest i zawsze będzie naszym przekleństwem. Mimo tego, że chcemy i mamy ku tego możliwość, aby zepchnąć niektóre rzeczy na dalszy plan to jednak cierpienia długo się nie powstrzyma, ponieważ przebije się przez najgrubszą zaporę, którą sami sobie stworzymy we własnym umyśle. Zaczyna się od drobnego pęknięcia, potem odpada kawałek muru, powodując dalsze osłabienia naszej wyimaginowanej ściany, która potem ulega coraz większym zniszczeniom, aż w końcu patrzymy jak wszystko lega w gruzach a nasz umysł i nasze ciało zalewa fala tymczasowego bólu, który następnie przechodzi w cierpienie. To okropne uczucie, kiedy chce się z tego wyjść - a jednak nie można. To nie jest chwila, moment, kiedy wreszcie na nowo utworzymy sobie nowe fundamenty pod nową zaporę, aby tego cierpienia się pozbyć. Na to potrzeba czasu - czy to kilku dni, tygodnia, miesiąca czy nawet lat. Tak. To wszystko zależy od sytuacji. Jednakże co się dzieje, gdy nie próbujemy postawić nowych fundamentów, aby odgrodzić się od cierpienia? Wtedy zagłębiamy sie w nie coraz bardziej, przypominając sobie stare wydarzenia, rozdrapując stare zabliźnione już rany i to własne życienie. Pogrążamy się w pustce, która z początku jest do opuszczenia, lecz z czasem gdy brniemy w to gówno jeszcze bardziej - to co wtedy? Godzimy się z tym cierpieniem i to właśnie ono staje się naszym przyjacielem i sprzymierzeńcem. Nie jest to dobry wybór, ale gdy nie potrafimy sobie poradzić z czymś to jest to zdecydowanie lepsze wyjście, niż bezskuteczne walczenie z tym, kiedy wiemy, że i tak nic nie zdziałamy - nawet jeżeli chcielibyśmy tego z całych sił. Po prostu za bardzo nas to bagno wciągnęło i jedynym naszym wyjściem z obecnej sytuacji jest się poddać...
...lecz po głębszym zastanowieniu można dalej z tym walczyć i milimetr po milimetrze a następnie centymetr po centymentrze wychodzić z tego gówna. Ale niestety jest to żmudny proces, który wymaga od nas wiele siły psychicznej, którą naprawdę ciężko jest w sobie uzbierać. A co jeśli jej nie uzbieramy dostatecznie wiele? A co jeśli się poddamy? A co jeśli zabrniemy w to bagno za daleko? Proste. Stajemy się szarą i nic nieznaczącą szarą jednostką, która automatycznie jest odrzucana przez mocniejsze jednostki, które mogą nam pomóc lub też nas w pełnym tego słowa znaczeniu - olać.