Kiedyś taka nie byłam. Ciężko było wyprowadzić mnie z równowagi, nie mówiąc już o płaczu. A teraz... wszystko się zmieniło. Dosłownie wszystko, płaczę nawet z byle jakiego powodu. Stało się tak z momentem Twego odejścia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę nic z tym zrobić. Cholerna bezsilność.
Silę się na obojętność, udaję, że mnie nie interesujesz, nie zadaję pytań, na które bardzo chcę znać odpowiedzi, unikam spotkań, chociaż Twoja twarz jest pierwszą, którą sobie przypominam każdego wieczora i poranka. Tęsknię. Ale nie powiem Ci o tym, bo łudzę się, że któregoś dnia to Ty zrobisz to pierwszy.
Nie wiedziała jak to wytłumaczyć. Podczas dnia, w świetle słonecznym tryskała energią, zarażała śmiechem. To ona pocieszała innych, mówiła że będzie dobrze. A gdy tylko słońce chowało się za horyzont, chęć do życia gasła. Radość wypalała się. Mina stopniowo smutniała. I nie tylko mina, bowiem cała jej dusza płakała, coś żałośnie w niej krzyczało.
Budząc się rano, zastanawiam się czy dalej mam siłę udawać. czy mam jeszcze siłę wstać, zjeść, ubrać się, umalować i na każde pytanie "co u Ciebie", odpowiadać z głupim uśmiechem "wszystko dobrze".
Byłam tak wkurzona, że nie wiedziałam co robić. miałam ochotę rzucić czymś, żeby rozładować całą moją energię. Zobaczyć, jak coś jebł* o ścianę, identycznie jak moje serce, żeby rozwaliło się na drobne kawałki, głośny trzask, i plama pozostawiona na ścianie, w formie wspomnień..
http://www.youtube.com/watch?v=ZN4Z3DaPbj8&feature=related
A jeśli powiem,że sobie nie radzę...wrócisz?
Pomóż Mi. :<