Nie chcę tego słuchać.
Nie ma nic gorszego niż dziecko, które sądzi że wie najlepiej.
Nie dziwię się, że nie pociąga Cie ten świat. Ale nie masz podstaw do zachowywania się, jakby nie istniał.
Nie wiem co bardziej mnie wczoraj wymęczyło. Czy popołudniowe świętowanie, czy nocne próby uświadomienia że dookoła Ciebie dzieje się coś jeszcze. Ta sprawa składa się z dwóch wątków. Jesteś... samolubna w swoim żałowaniu za grzechy... A ja nie mogę patrzeć jak niesłusznie bierzesz wszystko na siebie.
Nie czuję się z tym dobrze.
..ani bezpiecznie..
..ani szczęśliwie.
I.
Stał pośrodku, pomiędzy Markiem i Wendy. Mark, wówczas osiemnastoletnia fabryka testosteronu, wielokrotnie nagradzany za osiągnięcia w sporcie, którego głównym celem jest pranie po ryju przeciwników, z przyklejonym do twarzy uśmiechem jak z reklamy samochodu obejmował Jhonny'ego wielką łapą w przyjacielskim uścisku. Po lewej stronie Wendy przymierzała się do wymierzenia z nienacka buziaka w lekko zarośnięty policzek "Dżeja". Wszystko na tle popołudniowego nieba na najwyższym piętrze w hotelu Martinez w Monaco.
Jhonny odstawił pordzewiałą ramkę ze zdjęciem na półkę. Monaco, rocznik 1994. Świeżo po zdanych egzaminach wybrał się tam z dziewczyną, później żoną i przyjacielem, później wrogiem. Teraz sam w zakurzonym mieszkaniu wspominał jak dobre były szczenięce lata. Zostały mu po nich tylko zdjęcia i ksywka, o której poza nim samym pamiętały może dwie osoby.
Nocne spacery po plaży, szukanie balującego co noc z inną panną Marka, szaleństwa w sypialni z Wendy... Wszystko to powróciło falą wspomnień, zalało jego umysł niczym Tsunami. Cofająca się fala odkryła następne wspomnienia. Mniej wesołe, bardziej świeże. Humor opuścił Jhonny'ego tak nagle jak przyszedł. Czajnik w oddali zaczął gwizdać. Kuchnia, którą Jhonny widział z łóżka w sypialni wydawała się być zupełnie w innym wymiarze. "Tam są dobre wspomnienia, tu są te złe" Odechciało mu się kawy, odechciało mu się w ogóle podnosić się z łóżka.
Coraz bardziej natarczywy gwizd zmusił go jednak do podniesienia się. Wdepnął w popielniczkę, slalomem pomiędzy puszkami udał się do kuchni, przeklinając. Zakręcił gaz. Powoli zalewając kawę zadał sobie pytanie, które co rano zadawał sobie od ponad 10 lat.
"Co powinienem teraz zrobić?"
Na razie tyle. Reszta niebawem.
Brakuje mi słów.