Mój ostatni koszmar:
Jestem w jakimś strasznym budynku. Ceglane ściany porośnięte bluszczem, ciemne pomieszczenia, pochodnie zamiast światła. Byłam sama, więc okropnie się bałam. Chodząc tak bez celu doszłam na dziedziniec. Był równie straszny jak budynek. Nie byłam jednak sama. Dziedziniec wyglądał jak szpital polowy z wojennych filmów. Chodząc tak między łóżkami i przypatrując się ludzom dotarło do mnie, że pacjenci wcale nie są ranni ani umierający tylko chorzy psychicznie. Nagle jakiś sanitariusz złapał mnie i rzucił na łóżko mówiąc, że ja tu muszę być przykłuta, bo jestem szczególnie niebezpieczna. I tak sobie leżałam. Pocieszała mnie tylko myśl, że na łóżkach obok leżą moi znajomi (nie pamiętam kto to był wiem że ich znam). Po jakimś czasie w szpitalu wybuchł bunt i pacjenci zaczęli uciekać, ktoś mnie rozkuł, więc pobiegłam za tłumem szaleńców. I tak biegaliśmy po tych strasznych korytarzach nie mogąc znaleść wyjścia. Na końcu bezradnie stanęliśmy i tylko widzieliśmy gwadię nadbiegających sanitariuszy. Obudziłam się.
W senniku mają mętne tłumaczenia.
Nie wierzę w sny.
Ale ten mnie przeraził.
Na szczęście zagadka mojego doła została rozwiązana.
2 razy w miesiącu to już przegięcie grrrrr !
wychodzisz w nocy, siadasz przed domem, z jednej strony widzisz blask księżyca, z drugiej błyskawice. odpalasz papierosa. słyszysz grzmoty. wszystko to, tak idealnie pasuje do tego co teraz czujesz. zaczyna padać. nie obchodzi cię to. chcesz zmyć z siebie ten brud. to zło. myślisz. nad życiem. nad przeszłością.chwilą obecną i nad tym co będzie za chwilę, jurto, za miesiąc za rok. przestaje padać. odpalasz kolejnego papierosa, potem następnego i jeszcze jednego palisz jednego za drugim i tak aż do czasu kiedy paczka będzie pusta. błysk. grzmot. znowu błysk. kolejny grzmot. tym razem już nie tak blisko. burza odchodzi... trzęsiesz się. z zimna? nie. z nerwów. wracasz do domu. czy jest ci lepiej?