" Znowu czuję się jak przegrany śmieć, bo
wszystko się wali, prócz tej ściany przede mną. "
Coś znowu mnie przytłacza.
Czy wiesz, jakie to uczucie, gdy czekasz na coś tak długo, gdy każdej nocy składasz ręce do modlitwy, w prośbie by sen stał się jawą, gdy masz marzenie tak wielkie, że wszystko inne traci przy nim znaczenie, gdy ktoś daje Ci nadzieję na spełnienie tego jednego z tysiąca twoich marzeń, gdy to spęłnienie jest już tak blisko, że niemal możesz dotknąć je dłonią, a nagle świat bezczelnie śmieje Ci się w twarz, zabierając jedyną iskierkę która jeszcze oświetla Ci drogę, jedyną iskierkę która uchowała się z wielkiego ogniska które ktoś zgasił? Ja właśnie tak się czuję.
Jakiś okropny demon zdeptał całe moje szczęście, wszystko o czym zawsze marzyłam i co dawało mi siłę by jakoś przetrwać kolejny dzień, który dla mnie zawsze był piekielną męczarnią.
To uczucie, że tracimy cząstkę siebie, jest stokroć gorsze od utraty rzeczy materialnych, jest gorsze nawet od utraty kogoś, kto jest nam niewyobrażalnie bliski. Tego bólu nie da się do niczego porównać, nie da się ubrać go w słowa, namalować na papierze czy też przedstawić za pomocą gestów czy też mimiki jak w teatrze. Tego nie da się złagodzić żadnymi lekami, żadną magią, żadnym słowem czy też gestem. To cierpienie jest tak wielkie, że żadna siła Boska nie jest w stanie go ani opisać ani uśmierzyć.
Piekło które poznałam za życia jest niczym, w porównaniu z tym, co przeżywa aktualnie moja wewnętrzna, mała, bezbronna Kamilka. Róża wewnątrz mnie została odcięta od wszelkiego dopływu dobra, została pozbawiona każdej kropelki wody i każdego promyczka słońca, które było jej niezbędne do dalszej egzystencji. Stała się ona tak krucha, że teraz każde słowo, każdy ruch a nawet każde uderzenie serca sprawia, że jej delikatne płatki zamieniają się w pył. Wewnętrzna Kamilka próbuje ten pył złapać, lecz za każdym razem gdy dochodzi do takowej próby ten pył ucieka jej przez palce i zostaje rozwiany przez wewnętrzny chłód. Ten chłód dobiega od serca, a serce, uderza z całą siłą w moje obolałe żebra, zapoznając mnie z takim bólem, o którym nigdy nie miałam najmniejszego pojęcia.
Serce zwykle bije szybciej i mocniej, gdy ogarnia nas stan euforii, gdy jesteśmy źli lub przerażeni, ale czy możliwe jest to, by serce biło tak mocno przez te wszystkie rany jakie się na nim otowrzyły? Czy serce samowładnie może próbować dążyć do autodestrukcji, bojąc się, że ten nierealny ból może się jeszcze nasilić?
Czuje się jak taka maluśka postać, porzucona samotnie na tle tego wielkiego, paskudnego świata. Osaczona miliardem oczu które się ze mnie naśmiewają, stoję obolałymi stopami na niepewnym gruncie z trudem powstrzymując łzy cisnące się nieustannie do moich oczu. Czy jest jakiś lek, który potrafi zwrócić nam dawno utraconą radość? Czy są jakieś tabletki które pozwolą zacząć życie od nowa? Czy istnieje jakaś magia, która uwolni mnie od tego cholernego cierpienia? Jeśli tak, to ja poproszę
Nic tak nie boli jak puste nadzieje. Nic nie zabija tak szybko, jak świadomość, że utraciliśmy nieodwracalnie coś cennego, coś, co tworzyło nas samych.
Życie to kurwa, pieprzy się nieustannie, ale w przeciwieństwie do kobiet, za wynagrodzenie bierze sobie ludzkie cierpienie.
Dobranoc.
Pytania?
https://www.youtube.com/watch?v=9GQqF8Q7wQY
Niszczy mnie ta nuta.