Wracam we wspomnieniach do gorącego trzydziesto stopniowego lata. Piasek przecieka przez palce i wnika w mokre włosy. Czuję jak gorący blask słońca wszczepia się w każdą komórkę mojego ciała i uśmiecham się do błękitnego nieba, którego tu nie ma. Wyciągam z zakamarków umysłu każde dotknięcie zimnej fali morskiej, każdą kroplę soli na policzku i wskazującym palcu. Ochraniam rzęsami ostatnie przejawy człowieczeństwa płynące z wewnątrz mnie i jestem. Składam się z najmniejszych cząsteczek istniejących lamp i refleksów. Słowa przepływają przez moje ciało, jak woda, z której składam się w ponad siedemdziesięciu procentach. Życie głaszcze moje kolana i wciąż popycha na rozrzucony w pokoju dyrektorskim groch. A ja jestem wciąż dzieckiem uwięzionym w Twoich oczach. Jestem rybą pływającą w wannie przed Bożym Narodzeniem, królikiem wielkanocnym czekającym na swoją kolejkę ustanowioną przez pasztetową i małą świnką tuczoną na rzeź.
Jestem polakiem, francuzem, anglikiem, niemcem, żydem, hiszpanem, włochem, arabem, japończykiem, hindusem, chińczykiem, albańczykiem, eskimosem, argentyńczykiem, australijczykiem, afrykaninem, europejczykiem, rosjanem, ukrainem, szwedem i holendrem, i nawet meksykanin to ja. Jestem człowiekiem, mam dwie ręce i nogi. Umiem kochać i zabijać. Jestem człowiekiem, nie różnię się od Ciebie wcale. Mimo, że mówię innym językiem i wyglądam inaczej, mając inny kolor skóry, jestem człowiekiem, podobnym do Ciebie najbardziej....
........