Zacznijmy od fragmentu :
" [...]Harry, pragnąc za wszelką cenę oddalić się od sklątek, ruszył żwawo na przód. Minął zakręt, a tam ...
Wprost na niego sunął dementor. Wysoki na dwanaście stóp, z zakapturzoną twarzą, z wyciągniętymi przed siebie gnijącymi, łuskowatymi rękami zbliżał się ku niemu jak ślepiec. Harry usłyszał jego świszczący oddech, poczuł, że ogarnia go lepki chłód, lecz już wiedział co zrobić ...
Skupił się na najszczęśliwszej myśli, jaka mu przyszła do głowy : wydostaniu się z labiryntu i świętowaniu zwycięstwa z Ronem i Hermioną . A potem podniósł różdżkę i zawołał :
- Expecto patronum !
Srebrny jeleń wystrzelił z końca różdżki i pogalopował ku dementorowi, który cofnął się gwałtownie i potknął o skraj szaty ... Harry jeszcze nigdy nie widział dementora, który się potknął.
- Poczekaj ! - krzyknął, zbliżając się do niego śladem swojego srebrnego patronusa. - Jesteś boginem ! Riddikulus!
Coś głośno trzasnęło i bogin eksplodował, zamieniając się w strzęp dymu. ".
Albo jeszcze taki jeden :
Glizdogon dyszał i jęczał w agonii. Harry zdał sobie sprawę z tego , że sługa Voldemorta stoi tuż przed nim dopiero wtedy, gdy poczuł jego udręczony oddech na twarzy.
-K-krwi wroga ... odebrana siłą ... wskrześ swego przeciwnika.
Harry nie mógł temu przeszkodzić, był zbyt ciasno przywiązany ... Zezujący w dół, rozpaczliwie, ale daremnie napierając na sznury, ujrzał lśniący nóż drżący w dłoni Glizdogona. Poczuł, jak jego Koniec wbija się w zgięcie jego ramienia i jak po ręce spływa mu krew.Glizdogon, nadal dysząc z bólu , wydobył z kieszeni szklaną fiolkę i przyłożył ją do rany, tak,. by krew skapywała do
niej ".
Potem może coś jeszcze napiszę.