noce płaczu i modlitwy.

wolność. póki co jestem w miejscu ciemnym. mieszkam otoczony jakimiś osobami. jestem chamem, jestem miły. czasem się łaszę do jej dłoni. zwykle jednak gryzę i warczę. resztkami sił - bo te nadaremnie stracone nie wrócą. te nowe przyjśc nie chcą. nie afirmuje się, ale zazdroszczę tym, którym się udało uwiolnić, lub są na tej własnie drodze. im częściej rzucam, tym więcej palę. im więcej śpię tym bardziej jestem niewyspany. spokój w głowie był tylko 1 nocy. od lat nie miałem takich przemysleń jak wtedy. mimo nawet strasznie chujowatych zdarzeń z godzin wcześniejszych, uzyskałem spokój. jasność myślenia choćby i tylko w tej jednej sprawie. tak. wiem. wiem też że dziś mam to w dupie. eh.nie mam motywacji do stawiania "dużej" literki na początku zdania. wolność.

nie wierzę w wykluwanie się szczęścia z miłości. przeszłość jest ważna, ja o swojej nie zapomnialem, ale już nie rozpamiętuje.
 i nie boli.

noce płaczu i modlitwy.

mieszają się potwory we łbie. nie wiem co gorsze. strach czy jego brak. momentami zapominam kim jestem, gdzie jestem. pamiętam że jestem. i chyba* chcę by mnie nie było, by było mnie mniej, by było inaczej. a czasem wiem że wystarczy zmienić tylko cały świat i wszystko będzie dobrze. siebie nie zmienię. ale swój świat, może. poszukiwanie szczęścia. póki co tylko butelki w plecaku, plecak w pokoju. dźwięki jakiejś muzyki, wiatr kołysze powierzchnią wody, zimna sobotnia wódka, pozory szczęścia i trwanie w bezkresie cierpień i braku sił. cierpień których moc dociera do mnie gdy sen próbuje pozwolić mi odpocząć. ich sens jest nadal nieznany.


nie. nie będzie żadnej chujowej rymowanki. nie mam natchnienia, nie mam chęci.


upić się na smutno. upić sie na wesoło. jeden chuj. aby przez chwilę było inaczej.