Moja jesień wywiera wyjątkową presję, nieprzyjemnie wdzierając się w intymną przestrzeń, która zwykła przypadać tylko dla mnie. Nie potrafię odnaleźć swojego horyzontu, zakorzenić planów i wtłoczyć idei w marzenia, których sama nie zidentyfikowałam. Wszystko wydaje się być ulotne, pryskać z każdym nabieraniem powietrza do płuc. Oddech to płytkość, jesień jest depresją, a to, co chcę zrobić nie ma realnego odbicia w tym, co rzeczywiście się dzieje.
Gdzie jestem? Powiedz mi, bo sama nie wiem, dokąd idę. Frunę z wiatrem, który nieustannie zmienia kierunek, nie pozwalając mi na indywidualność. Ten wicher pozbawia mnie wolności, do której tak nieustannie dążę. Zostawiam to, co ważne, zatracam się w prostocie i nie jestem w stanie wykrzesać z siebie tego, na co rzeczywiście mnie stać.
Nie chcę już uciekać. Zatrzymaj mnie. Pozwól mi stać się SOBĄ. Personalnie. Idealnie.