"Któż chciałby słuchać o tym, że wiedźmin i Oczko rozstali się i nie zobaczyli już nigdy, ani razu? O tym, że cztery lata później Oczko umarła na ospę podczas szalejącej w Wyzimie epidemii? O tym, jak on, Jaskier, wyniósł ją na rękach spomiędzy palonych na stosach trupów i pochował daleko od miasta, w lesie, samotną i spokojną, a razem z nią, tak jak prosiła, dwie rzeczy - jej lutnię i jej błękitną perłę. Perłę, z którą nie rozstawała się nigdy.
Nie, Jaskier pozostał przy pierwszej wersji ballady. Ale i tak nie zaśpiewał jej nigdy. Nigdy. Nikomu." (A. Sapkowski)
podoba mi się ten fragment .
jest taki... inny, niezwykły .
całe opowiadanie jest takie .
jak sama Oczko .
Kącik początkującego filozofa. Każda relacja towarzyska jest jak płomień świecy. A każda ze stron jest dłonią. Nie da się osłonić ognia jedną dłonią, nie ryzykując zdławienia go i poparzenia się. Jedna dłoń może wystarczyć na długo, lecz wiatr może zawiać niespodziewanie. Żeby ogień był bezpieczny, potrzebujemy dwóch dłoni, zaangażowania dwóch stron. Wtedy dopiero jesteśmy w stanie podtrzymać relację.
Nawet nienawiść potrzebuje dwóch dłoni.