Oto moje dosyć pesymistyczne przemyślenia z długiego spaceru. Z góry przepraszam za wszelkie niedociągnięcia i błędy, jestem zmęczona.
Tyle zmian..
Z przyjaciółką ,z którą niegdyś mogłam przegadać wieczność teraz utrzymuję minimalny kontakt.A przecież było tak fajnie..
Z chłopakami, którzy kiedyś jednym słowem potrafili wywołać uśmiech na mojej twarzy i których towarzystwo tak bardzo lubiłam - teraz rozmowa ogranicza się do słów "kiedy impreza?".
Wszystko się zmieniło.
Poznałam perfidnych,fałszywych ludzi łaknących czyjegoś cierpienia,porażki. Pieprzonych,mentalnych sadystów. Egoistów ,dla których najważniejsze jest ich własne dobro,którzy kogoś o podobnych zdolnościach traktują jak zagrożenie,konkurencję do wyeliminowania. Ludzi których hobby to wytykanie innym błędów, obgadywanie dla własnego dowartościowania.
Ludzi,którzy w moich oczach nie są niczego warci.
A jednak trzeba wśród nich żyć.Bo jest ich tak wiele.
Naprawdę nie rozumiem , jak powodowanie czyjegoś cierpienia może być przyjemne.Jak może budzić satysfakcję.
Mimo tego całego nienawistnego pędu, zgiełku wokół mnie - znalazłam również przyjaciela.Prawdziwego. Takiego,o którego warto walczyć. I o którego będę walczyć, jeśli przyjdzie na to czas.
Poznałam kilku ludzi,którym wiem,że mogę zaufać. Którzy są dla mnie niezmiernie ważni , których wszelkie cierpienia chętnie wzięłabym na siebie.
Życie się toczy, wciąż poznajemy nowych ,innych..
Coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z tego,że na tym świecie nie ma czegoś takiego jak "sprawiedliwość".
Widzę człowieka o cudownej osobowości ,rozmaitych zainteresowaniach,licznych talentach - chociaż życie dokłada mu w kółko zmartwień,on nie narzeka.Nie poddaje się. Walczy.
Widzę też człowieka który błyszczy jedynie głupotą, chęcią wyróżnienia się,ew. pseudo-ładnym wyglądem,złośliwym i tępym usposobieniem - ten z kolei ma wszystko,a i tak narzeka i czerpie radość z robienia innym przykrości.
Nie,sprawiedliwości nie ma. Już dawno ją diabli wzięli.
Patrząc na niektórych ludzi zbiera mi się na wymioty. Każdego dnia mam ochotę palnąć kogoś w łeb i uświadomić mu,jak wiele w życiu ma i że powinien to doceniać. A co do ludzi którzy uwielbiają dręczyć innych - pod mur i wystrzelać.
Nie twierdzę ,że jestem święta.Wręcz przeciwnie.Każdy popełnia błędy. Ale nie każdy się przez nie uczy. A takiego zachowania,jakie tu opisałam - sama nie popełniam.
Uświadomiwszy sobie,jak mało jest ludzi którzy czytając to wezmą moją stronę , a nie wyśmieją/puszczą mimo uszu/przeklną bez sensu itp. , uświadomiwszy sobie że pewnego dnia mogę zostać całkiem sama - bo i przyjaciele mogą się ode mnie odwrócić..poczułam się cholernie samotna. Komu można naprawdę zaufać, prócz tej garstki osób których ilość można policzyć na palcach jednej ręki ? No komu ? I kto przy mnie będzie ,bez względu na wszystko?Kto trzaśnie mnie w twarz ,gdy się zmienię na gorsze? Kto otrze mi łzy?
I po co na świecie tyle kłamstw ,złośliwości? Co komu to wszystko daje?
Jaki człowiek może mieć dostateczny powód , by niszczyć drugiego człowieka?
Dziękuję tym,którzy doczytali do końca.