Siedział ze spuszczoną głową i zmęczonymi oczami. Wyglądał na padniętego i załamanego. Byli w zwykłym ,ludzkim szpitalu. Ona leżała blada i nieobecna. Lekarze nie wiedzieli co jej jest. Jej ciało nie wykazywało żadnych oznak życia poza bijącym sercem. Była więc niezwykłym przypadkiem ,okazem wyjątku ,sprzeczności tego świata. Patryk zadzwonił po pogotowie ,gdy nie mógł jej ożywić. Nawet ten bolesny proces nie przywrócił jej oddechu ,nie otworzył pięknych ,szarych oczu. Zaczął panikować ,jedyną nadzieją była ingerencja ludzi. Teraz żałował ,że zadzwonił ,bo nic nie pomogli. Jej ciało dalej leżało bez życia. Właśnie w tym momencie uświadomił sobie ,że ją kocha. Nie przejmował się niczym. Pragnął by ona żyła. Zastanawiał się co było przyczyną jej stanu ,co spowodowało ,że się nie obudziła. Był zły i całą winę zwalał na swoją osobę. Wykluczał możliwość ,tego ,że chciała popełnić samobójstwo ,bo to nie wchodziło w grę. Była taka szczęśliwa ,gdy zaakceptował Lunę. Cieszyła się na perspektywy nowego życia. Nie ,nie zrobiła tego sama. Silen również nie byłby w stanie. Nie znalazłby jej tak szybko. Tym bardziej Artur ,który był poparzony do kości. Jego ciało nie zregenerowałoby się tak szybko. Upadły siedział i zastanawiał się nad rozwiązaniem tej mrocznej tajemnicy ,gdy na ręce ukochanej znalazł krwawiące dziurki po ukłuciach. Przecież Adam pokuł ją tak dawno temu. Przez ten czas na pewno by się zagoiły i zniknęły. Coś tutaj nie pasowało. Wokół krwawych plamek ,były duże sine kręgi. Wyglądało to niezwykle. Pierwszy raz w swoim istnieniu (życiem nie można by tego nazwać) Patryk widział coś takiego. Wziął jej rękę i przybliżył do siebie. Oglądał ją w skupieniu.
-Co to do diabła jest?-pytał sam siebie. Po chwili do pomieszczenia weszła nieznana mu młoda kobieta ,która emanowała jasnością.
-Ale tu tylko mogą rodzina i bliscy-powiedział patrząc w jej kierunku.
-Jestem jej siostrą-uśmiechnęła się łagodnie.
-Ah&
-Jestem Joanna podała mu zadbaną dłoń.
-Patryk-uścisnął ją. Ona ociągała się by puścić jego rękę. W końcu opuściła i ogarnęła go przelotnie wzrokiem ,po czym oczy skupiła na Mirandzie.
-Upadłeś dla niej ,prawda?
-Tak-przyznał jej rację ,dziwiąc się skąd ona to wie.
-Nie martw się. Nie umiem czytać w myślach przez dotyk. Znałam upadłego. Ściślej mówiąc upadłą. Chociaż przebywałam z nią zaledwie kilka miesięcy i byłam małym dzieckiem ,pamiętam dotyk ich skóry i zapach.
-Więc czym pachnę?
-Ty masz dość specyficzny zapach ,jakby krwi zmieszanej z kokosem i nutą morskiej bryzy.
-Ciekawe&
-Dobrze ,nie po to tutaj przyszłam. Co się z nią dzieje?
-Nie wiem. Jest nieobecna ,pomimo tego jej serce bije.
-Próbowałeś ożywić jej ciało?
-Tak. Bardzo starannie ,ale to nic nie dało-opuścił głowę ,patrząc na podłogę.
-Nie rozumiem. Przecież ma dar nieśmiertelności. Coś tu jest niejasne. Wiesz coś więcej?
-Tak-Patryk ociągał się.
-No mów!-krzyknęła nagle.
-Spójrz-pokazał jej rękę Mirandy. Ona spojrzała krótko.
-Ac&-zaczęła się cofać ,jąkając. Wyraz jej twarzy był zupełnie inny. Pełen strachu.
-Co?
-Aconitum.
-Co to? Uśmierca? Da się na to coś poradzić?
-Najgorsza z trucizn Wszystkich Światów.
-Jest na nią antidotum? Uśmierca? Da się na to coś poradzić?
-Jeśli ktoś ją spożyje można go uratować ,poprzez wywary z tojadu. Jeśli ktoś ją powącha ,uśnie na kilka dni. Jeśli dostanie się do czyjejś krwi ,wtedy nawet nieśmiertelność nie uratuje-kontynuowała nie zważając na jego pytania.
-Jak to?! Nie uratuje?!
-Moc tej trucizny powoduje wieczne cierpienie duszy. Jedynym wyjściem jest zabić duszę i spalić ciało w Płomieniach Piekła.
-Kłamiesz ! Kłamiesz ! Prawda?
-Cicho ,Patyk. Uspokój się. To nie najlepsze miejsce na takie decyzje. Weź ją na ręce i złap mnie-powiedziała rozglądając się sztucznie. On posłusznie wziął Mirandę w ramiona i zniknęli.
Siedzieli przy drewnianym ,starym stole ,sztywno i nieswojo. W otaczającej ich kuchni panował idealny porządek. Joanna wyglądała na zatroskaną i zamartwioną ,z Patrykiem było gorzej. Jego brązowe oczy ukazywały trwałą ,przenikliwą rozpacz. Nie mieli przy sobie zwyczajowej kawy czy herbaty ,blat zastawiony był zniszczonymi wiekiem papierami i księgami. Wokoło walały się jakieś świstki pergaminów i kawałki minerałów niewiadomego pochodzenia. Najdziwniejszy i najbardziej niepokojący był otaczający ich spokój. Pomimo tego za wszelką cenę nie chcieli pogodzić się z prawdą jaka na nich spadła. Łudzili się specyficznym schematem ,który ukształtowało życie Mirandy. Byli pewni ,że wyjątkowość i niezwykłość ,a także od bieżność od normy ,jaką prezentowała dziewczyna ,w jakimś stopniu zadziała w starciu z Aconitum. W starych księgach było niewiele wzmianek o tej zabójczej truciźnie. Głównie skłaniały się do jej opisu lub przebiegu działania. Nie było zdania o tym, jak ją wyleczyć lub spowolnić proces rozszerzania się po ciele nieszczęśnika. W tej sytuacji przydałaby się jakaś magiczna moc ,rodem z Harrego Pottera. Niestety nic takiego nie obowiązywało w ich świecie. Upadły zastanawiał się ,kim był Adam ,który wstrzyknął jej to draństwo. Na pewno nie był zwykłym ,śmiertelnym człowiekiem. Patryk w pamięci próbował sobie cokolwiek o nim przypomnieć. Bezskutecznie. Nie widział go przecież ,natomiast miała z nim kontakt (nawet bliski) Miranda. Niestety nie mógł przeniknąć do jej umysłu i go zobaczyć ,żadna istota tego nie potrafiła poza Tempusem. On wszystko mógł. Stary ,poczciwy czas. Łamał wszelkie bariery i granice ,a co najważniejsze ,nie obowiązywały go żadne prawa. Priorytetem było teraz uzdrowić Mirandę ,lub chociaż zagwarantować jej spokój. Szperał w umyśle poszukując wyjścia z tej sytuacji. Odrzucał myśl o zabiciu jej duszy ,a ciała spaleniu w piekle. To pod żadnym pozorem nie wchodziło w grę. Nawet nie mógł sobie wyobrazić ,co by było ,gdyby nagle znikła ,nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. W takich chwilach każdy uświadamia sobie ,co znaczy dla niego druga osoba ,właśnie wtedy gdy zaczyna jej brakować. Brnie się wtedy przez własną ignorancję ,by do niej dotrzeć i w ostatniej chwili złapać za rękę ,przyciągając ku sobie. Często kończy się to niepowodzeniem. Trzeba nauczyć się budzić w odpowiednim momencie ,a nawet wcześniej ,nigdy za późno ,bo konsekwencje tej ociągłości ,będzie widać jeszcze długo później. Patryk wstał ,przesuwając się do okna. Nauczył się tego od swojej ukochanej.
-Asia?-zapytał ,opierając się o założony kwiatami parapet.
-Tak?
-Co teraz? Co dalej?
-Nie mam pojęcia-powiedziała ,nie podnosząc wzroku znak księgi.
-Cholera jasna! Musi być jakieś wyjście ,sposób by ona była zdrowa. Ze mną& z nami.
-Nie unoś się ,jest to teraz zbędne.
-Asia ,nawet nie wiesz jak uczucie bezradności może powodować pustkę i ból w sercu.
-Wiem ,jesteśmy w tej samej sytuacji.
-Więc przestańmy wreszcie tak siedzieć bezradnie.
-A wiesz co mamy robić? Jeśli tak to powiedz ,będę skłonna od razu działać.
-Nie wiem-spuścił głowę z rezygnacją.
-Przewertowałam wszystkie księgi i nie znalazłam ani słowa o tak niezwykłym przypadku.
-A Tempus?
-Tempus na pewno by wiedział ,ale jak z nim porozmawiać i przede wszystkim gdzie go szukać?