Nasza ostatnia wycieczka dobiegła końca. Nasza ostatnia wycieczka. Ostatnia. Te słowa z pewnością odbijają się echem w świadomości wszystkich, którzy przez te 3 lata zdążyli zgrać się z naszą klasą, którzy mają świadomość, że już niedługo nic nie będzie takie jak dawniej. Jeśli jednak sądzicie, iż całą notkę mam zamiar poświęcić tego typu użaleniom się to jesteście w błędzie. Bo na razie jesteśmy razem i jeszcze nie mamy wakacji.
Dzień 1
W poniedziałkowy poranek 1 czerwca zgotował nam miłą niespodziankę. Kiedy wsiadaliśmy do autokaru, pogoda była ciepła i słoneczna. Niby taki miły akcent na początek wycieczki. A jednak, czegoś zabrakło& Po pierwsze, jedyne opóźnienie jakie mieliśmy było spowodowane przez moją osobę (spóźniłam się o 10 min.) , żadnego podmieniania autokarów z powodu za mocnych hamulców itp. Po drugie hmm& niby taka katolicka szkoła, a żadnego "Pod Twoją obronę..".. dziwnie :/
Słońce spłatało nam figla, i kiedy tylko opuściliśmy granice administracyjne miasta stołecznego Lublin zaczęło kryć się za chmurami, a po jakimś czasie zaczęło mżyć. Oczywiście mżyło również wtedy, gdy wysiadaliśmy z autokaru, kiedy czekaliśmy na panią przewodnik, towarzyszyło nam podczas zwiedzania pałacyku i ogólnie padało przez większą część naszego pobytu w Kurozwękach. Pałacyk sam w sobie, wbrew pozorom, okazał całkiem ciekawym obiektem. Ciekawe były zwłaszcza podziemia zabytkowej budowli, które dostarczyły nam wiele mocnych wrażeń. Szczególnie wspomnieć tu należy o ciemnym odcinku korytarza, w którym panowała tak wielka ciemność, że jakakolwiek orientacja w przestrzeni nie wchodziła w grę. Jak by tego był mało, nasza wyobraźnia pełna była obrazów przyczyn, dla których mieliśmy się trzymać lewej, a unikać prawej strony (przepaść? gigantyczne pajęczyny? Szkielety przywiązane łańcuchami?). Jeśli chodzi o SAFARII BIZON to być może niektórych rozczarowało, być może dla niektórych była to ciekawa przygoda. Wolę nie wnikać. Ja tam porobiłam kilka zdjęć bizonom, nakręciłam ze trzy filmiki i jestem zadowolona. Ciekawy widok stanowiła także grupa 30 dzieci, każdy z dzidą w dłoni (pojedynczy mieli pluszowe żubry). W drodze powrotnej do autokaru ktoś zauważył, że przestało mżyć. Z powodów technicznych (autokar nie był przystosowany do tak wysokogórskich warunków :P) nie udało nam się dotrzeć tego dnia do Ujazdowa. Odrobiliśmy to w drodze powrotnej.
Trochę to trwało, ale w końcu dotarliśmy do hotelu. To co zobaczyliśmy, ani trochę nie odpowiadało naszym wyobrażeniom. Zaniedbana bieżnia, połamane ławki, szary barak z odpadającym tynkiem, a pokoje - lepiej nie mówić - zapleśniałe, przed 20 laty pomalowane białą farbą, obecnie koloru brudnego, z dwoma łóżko podobnymi przedmiotami, chwiejnie trzymającymi się na dawno niezamiatanej podłodze. Na szczęście tak właśnie wyglądały nasze wyobrażenia, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. O dziwo lepsza. I to dużo lepsza. O tyle lepsza, że zaczynam podejrzewać, iż te "dwa przecinki" były tak naprawdę gwiazdkami, tylko pani G. źle popatrzyła. Pokoje cztero-, trzy- osobowe (jeden dwu-). Czyli ogólnie rzecz biorąc - dało się mieszkać. I to jest najważniejsze, nie będę się wdawać w szczegóły, bo w nich tkwią ciemne moce, a poza tym zrobi się z tego opowiadanie z opisem miejsca, zamiast sprawozdania. Zresztą i tak nie wiem, jak sprawozdanie powinno wyglądać, pewnie inaczej, ale trudno. Po ulokowaniu się w pokojach wybraliśmy się na wyprawę w celu podreperowania zapasów żywieniowych. Przynajmniej większość nas wywlokła się z pokoi tylko w tym celu i gdy odkryła spisek, było już za późno na odwrót. Ogólnie przemaszerowaliśmy się aż do samego centrum Kielc i z powrotem. Przy czym największą rozrywką była przechadzka wzdłuż miejscowej ścieżki rowerowej , którą ciągnął się także szlak popiersi słynnych artystów i literatów (Tego nie znam, tego nie znam, tego nie znam, ooo Zbigniew Herbert!, tego też nie znam, tego też, hmm.. Chagall? Chyba gdzieś słyszałem to nazwisko itd.). No właśnie.. największą rozrywką. Nawet się nie zgubiliśmy, ani nic.
I wiecie co? Nie mam dzisiaj weny, i siły, i energii, i także czasu aby zdążyć tu opisać w całości chociażby cały pierwszy dzień i nie zrobić tego po łebkach, bo w przeciwnym razie szkoda tylko prądu i miejsca na fotoblogu. Postaram się dołożyć starań, aby relacja pojawiła się jeszcze przed balem, ale niczego nie obiecuje, poza tym, iż będzie to porządna relacja ^^
A tymczesem idę się przygotowywać do OSTATNIEJ w tym roku geografii i sztuki (no i historię też trzeba odrobić, mimo że jeszcze nie jest ostatnia...