Rozdział 1.
Obudziłam się wcześnie rano. Poranna toaleta, jakieś ćwiczenia, śniadanie.. zwyczajny nudny dzień. Usiadłam przy stole, wzięłam gazetę i zaczęłam ją przeglądać, popijając w międzyczasie kawę. Nagle zadzwonił telefon. Leniwie podniosłam się i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Słucham?.. - powiedziałam markotnym głosem.
- Carrie?! Gdzie Ty jesteś? Za 10 minut mamy trening! -usłyszałam zniecierpliwiony głos Megan.
- Czekaj na mnie na placu, zaraz będę.-mruknęłam do telefonu i rozłączyłam się. Wzięłam komórkę i wodę. Wrzuciłam je do plecaka, założyłam moją ulubioną bluzę z Nike, zamknęłam drzwi i pobiegłam na plac.
Megan była moją najlepszą przyjaciółką. Znałyśmy się od małego. Wychowywałyśmy się w jednej z dzielnic NY. Nie byłyśmy rozpieszczane jak te wszystkie wymalowane lalunie z bogatszych rodzin. Z resztą z naszej ulicy nikt nie był. Znamy się wszyscy dobrze, z niektórymi trochę mniej ale tworzymy jedną wielką rodzinę. A więc Megan podobnie jak ja uwielbiała tańczyć. Kochała też muzykę, ale nie miałyśmy aż tyle hajsu, by dostać się do Akademii Tańca i Muzyki w Seattle. Z resztą sporo naszych znajomych łączyła pasja tańca. Założyliśmy formację, o nazwie "Fallen Angels".
Dobiegłam na plac. Rozejrzałam się i zauważyłam wysoką, szczupłą brunetkę o ciemnej karnacji. Ubrana była w dresowe spodnie i bokserkę. Na nogach miała trampki. Rozglądała się nerwowo, co chwila patrzyła ma wyświetlacz telefonu. To była Megan.
- Meg! Jestem już. Chodź, bo się spóźnimy!-krzyknęłam, machając do niej. Dziewczyna podbiegła do mnie, przybiła ze mną piątkę i uśmiechnęła się.
- Nareszcie. Shane nie będzie zadowolony. -powiedziała do mnie wesoło.
- Daj spokój, on nas uwielbia, na pewno nie będzie zły.-odpowiedziałam jej.-to gdzie dzisiaj mamy trening?
- Na boisku. Wiesz co? Biegnijmy szybciej, już zaczęli.-odparła, patrząc na wyświetlacz.
Nie minęło 15 minut, jak dobiegłyśmy na boisko. Widziałyśmy, jak grupa zaczynała uczyć się nowych kroków. Szybko dołączyłyśmy do pozostałych. Jednak nasz "instruktor" zauważył nas i przywołał nas do siebie.
- Carrie i Megan, podejdźcie tu!-krzyknął. To Shane. Shane był wysokim umięśnionym brunetem o opalonej karnacji i czarnych jak węgiel oczach.
- Cześć, Shane.-powiedziałyśmy jednocześnie.
- Myślicie, że jak się będziecie podlizywać, to wam odpuszczę te wszystkie spóźnienia?..-zapytał nas, wsadzając ręce do kieszeni.
- Nie, po prostu to moja wina.. -powiedziałam, robiąc niewinną minkę.
- Carrie, znowu! Jeszcze raz sie spóźnisz a wywalę was obie z grupy!-ciągnął dalej.
- Nie, ty nas tak uwielbiasz, że dla nas treningi będziesz ustawiał godzinę później.-zaśmiała się Meg.-skończ zrzędzić i chodź ćwiczyć.-puściła do niego oczko i we trójkę poszliśmy ćwiczyć nowy układ.
to moje pierwsze opowiadanie.
Jak się podoba, to pisać w komentarzach.