Tak, jestem beznadziejna. Niczego nie brakowało mi do szczęścia, więc odbieram sobie duży kawałek tej poukładanej całości, żeby wrócić do swojej tak przyswojonej rozpaczy, niepokoju, przyzwyczajeń. Znowu wpakowałam się w coś i gdy zaczęło się robić poważnie, spanikowałam. Wolałam się ukryć na tyle dni w swoim świecie. Świecie przyjaciół, świecie beztroski, nałogów, dawnych kontaktów... i to także jest bardzo zastanawiające. Co stało się, że przeszła mi złość na tyle, żeby spędzić z tą osobą prawie całą dobę? Rozmawiać, śmiać się, przenosić z domu do domu i nie czuć nic oprócz myśli "tęskniłam". Nie było w tym żalu, czy nienawiści. Była niestety tylko i wyłącznie miłość do człowieka jako człowieka. Nie do faceta... Przyszedł moment ogarnięcia się z tego wszystkiego, powrotu do rzeczywistości, znowu nauki łaciny, robienia ćwiczeń i uczenia się słówek. I co? Chyba nadal jestem szczęśliwa. Być może szczęście potrafię tworzyć z samą sobą.? Może szczęściem są tylko i wyłącznie same studia, a ja chcę mieć więcej i więcej? Może na siłę szukając miłości, tworzę w sobie niepotrzebny chaos? Trzeba wszystko poukładać, od nowa. Ze mną chyba nie da się być , po prostu. Mam chyba jeszcze za dużo bałaganu w głowie, za dużo chęci na odczuwanie wszystkich rzeczy od nowa i nowa. Nie potrzebuję rutyny. Czuję to całą sobą, chociaż staram się wyciszać te wnioski.
Widziałam to zawahanie, gdy po 25 godzinie naszego nie spania, wpisałeś słowo "dożylnie" w wyszukiwarkę youtube, i z głośników poleciał ten oto wspaniały utwór, wyrażający dużo z tego, co mieliśmy w głowach przy tym smutnym, jesiennym wschodzie słońca.
Inni zdjęcia: Dzwoniec jerklufoto... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24