Fot. najpiękniejsza tegoroczna Weihnachtsbaum :)
Klamka zapadła.
Od bardzo dawna nie byłam w takiej euforii.
Euforii pełnej szczęścia i podniecenia a zarazem tak ogromnego lęku.
Mimo tych przeraźliwie mieszanych uczuć - wiem, że nie mam już odwrotu.
Nie mogę teraz się cofnąć.
Nie wiem czy robię dobrze, nie wiem jak to się wszystko skończy.
Wiem tylko, że to zawsze było moje marzenie.
Długo nie byłam na tyle odważna, by je zrealizować.
I wcale nie twierdzę, że teraz jestem taka strasznie do przodu, bo telepie się jak osika!
Ale zrobię to.
Choćbym musiała przejść tysiąc mórz, wzdłuż otchłani, walcząc z burzami i monsunami - no nie poddam się!
Wiem, że do celu mam bardzo długą drogę do przejścia.
Ale jeśli teraz nie zacznę iść, zastanie mnie starość i frustracja, że mogłam a nie zrobiłam.
IMPOSSIBLE IS NOTHING.
Tę oto właśnie zasadę przyjęłam przedwczoraj i to niej będę się trzymać, przez najbliższe miesiące.
Najpierw do kwietnia, potem do października...
I jeśli to wszystko się uda, wytatuuję sobie ten napis na czole!!
Trzymajcie kciuki - Ci co chcą.
Ci, których szlag trafia, że coś mi wychodzi - zajmijcie się sobą, mery krismes i nara.
Wiecie co? ZACZYNAM KOCHAĆ MOJE ŻYCIE!!
I ta miłość jest odwzajemniona haha.
P.S. Cieszę się Ł., że będziesz ze mną cały ten czas, bo tylko na Ciebie ostatnio mogę liczyć. Razem zniesiemy wszystko!
Kocham <3
edit:
hmm zmiany też są dobre, no niech będzie :)