dzień 2: jeden z gorszych dni, dobiła mnie doszczętnie pogoda. Nie lubię swojej klasy, cholera
jak na razie 640kcal/800kcal, znowu nie chce mi sie rozpisywać posiłków. Zjem kolację niedługo, a potem tylko jakaś marchewka pójdzie w ruch. Rozchorowałam się i to na dobre, nie czuję gardła i nosa, jutro idę do lekarza, czyli więcej siedzenia w domu. Im więcej siedzenia w domu tym więcej jedzenia...a u was jak?
idę spać