Królewna zamknięta w swoim idealnym świecie wyszła pewnego dnia poza granice królestwa. Wydawało jej się, że wszędzie indziej świat jest taki sam, trochę błota na chodniku, czasem trafi się jakaś chmurka i wywoła deszcz... Królewna już zapomniała, jakie prawo rządzi za tymi wielkimi murami, którymi odgrodzono jej pałac. Nie przyszło jej na myśl że mogą jeszcze istnieć ludzie którzy są z inną osobą, niż ta którą kochają, że są ludzie zagubieni, oszukujący i oszukiwani, ludzie ukrywający swoją osobowość pod warstwą śmiechu i głupstw, bo sami nie potrafią siebie zaakceptować. Ludzie warci tyle, co tak ważny i zbawienny dla nich kieliszek wódki. Królewna już trochę dojrzała i zdaje sobie sprawę, że nie jest Chrystusem i świata nie zbawi, chociaż chęci i serduszko ma dobre. Co pozostaje Królewnie? Wrócić samotnie do swojego Królestwa i wyrazić swoje współczucie chwilą ciszy, a potem znów zamknąć wielkie żelazne bramy i nie pozwolić nikomu nieupoważnionemu przez nie przejść. Żyć w swoim własnym, pełnym miłości i cudów świecie, celowo nieświadomie istnienia tego drugiego.
Krótkie bo krótkie, banalne bo pewnie banalne, płytkie bo płytkie ale tak już jest.