U¶miech był wtedy czym¶ sztucznym, nakładanym jak makijaż. U¶miechałam się bo tego oczekiwali ode mnie inni.Przyjaciele i rodzina. Nie rozumieli,że mi należy się czas na przeżywanie swojego smutku i żałoby po nim.Przecież on odszedł.To tak jakby umarł. Mogłam wprawdzie go widywać,ale ja potrzebowałam czasem go dotkn±ć i przytulić się do niego.Jak dawniej.Przed nami wytworzyła się jednak szyba.Któr± dotykałam nie mog±c się przedostać do niego. Tak jakbym dotykała jego martwej postaci na zdjęciu umieszczonym na jego nagrobku. Chciałam po nim płakać. A nie tłumic w sobie smutek.Oni nie rozumieli,że ból,który tkwił w moim ¶rodku zabijał mnie.Musiał więc wydostawać się na zewn±trz...