Jest jakoś tak, że czuję się coraz bardziej bezradna. Z dnia na dzień coraz bardziej boję się spojrzeć w przyszłość, bo nie chcę myśleć o smutku i cierpieniu jaki mnie w tym wszystkim czeka.
Jest jakoś tak, że gdy jest dobrze, to mamy w nosie ból, smutek i cieprpienie. A gdy dotyka to kogoś nam bliskiego, to nagle przekonujemy się, że to co dzieje się wokół jest tak blisko nas.
Ja już dawno przestałam przechodzić obojętnie. I co z tego, że w moich oczach pojawiają się łzy, przy pozornie błahych sprawach. Może to i lepiej. Może dzięki temu nauczyłam się odróżniać dobro od zła.
Może to mi nie ułatwi życia, ale przynajmniej będę wiedziała umierając, że w moim życiu nie byłam obojętna na krzywdę innych. Obojętna natomiast jestem na to co inni o mnie myślą.
"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko ochodzą..."