Kiedy w niedzielę rano dostałem od Oli sms, w którym mniej więcej było napisane, że prosi abym przenocował jej kolegę to co najmniej zaśmiałem się sam do siebie. Leżałem jeszcze w łóżku kiedy ta wiadomość do mnie doszła. Przerzuciłem się wtedy z boku na plecy i zacząłem myśleć nad owym zagadnieniem. Człowiek o którym była mowa miał na imię Filip i miał 18 lat, oraz poznała go przez bloga. Na tym się skończyły wszystkie wiadomości jakie wiedziałem o tym jegomościu. "Czyli równie dobrze mógłbym dać spać u siebie w domu komuś obcemu z ulicy" taka pierwsze była moje myśl bo kilkuminutowych rozważaniach. No ale raz kozie śmierć, skoro mnie prosi to spełnię jej prośbę. Teraz pozostał problem aby przekonał do tego moich rodziców. Łatwo nie było bo bardziej sceptycznie podeszli do sprawy spania u mnie obcego faceta ode mnie. Po krótkiej rozmowie wyszło na moje (ach ta sztuka manipulacji ;D) i odpisałem, że się zgadam. Trzeba mi wierzyć na słowo ale do samego wieczora milion razy się zastanawiałem czy dobrze zrobiłem. Kiedy go pierwszy raz zobaczyłem, miał na sobie wielki plecak starego jeszcze typu i gitarę w pokrowcu trzymaną w ręce. Na owej ręce zaczepiona byłą naprawdę pokaźna pieszczocha. Na twarzy okulary i opadające na nią włosy, które sięgały mu za łopatki. Pierwsza myśl: albo go znienawidzę albo bardzo polubię. Wieczorem wiedziałem, że tylko druga opcja wchodzi w grę, a po długiej nocnej rozmowie (wiedząc że wstajemy o 07.30 na nogi) byłem pewny, że już na pewno tak będzie ( przynajmniej z mojej strony). Z człowiekiem którego znałem raptem kilka godzin rozmawiałem o zagadnieniach, o których z nikim szczerze mówiąc nie rozmawiałem (z prostej przyczyny - nikt nie pytał).
Pobudka o tej mrocznej (w wakacje) nocnej godzinie przerodziła się szybko w bieg aby ze wszystkim zdążyć. Po dotarciu na Piaskową Górę (wolałem aby tam się wszystko działo, niż na Ldzaniu) zaczęła się misja zbierania drewna (przy której od rąbania siekierą trochę sobie dłoń poharatałem). W pewnym momencie, kiedy nadeszła przerwa w robocie, podjechał jakiś pan i powiedział, że w okolicy leży duże drzewo już ścięte i aby sobie zabrać zanim nas leśniczy uprzedzi. Rzuciłem hasło abyśmy po nie poszli ale ludzie albo nie usłyszeli albo się im nie chciało. Więc wybrałem się tam sam. Nie dąłem rady nawet nim drgnąć, ponieważ miało z 10 metrów, średnicę miało z półtorametra i było całe mokre. Po jeszcze kilku siłowniach porzuciłem pomysł zatachania owej kłody i usiadłem sobie na skarpie patrząc na rzekę oraz piasek i rozmyślając o tematach tak melancholijnych, głębokich, religijnych i dla masy ludzi nudnych, że nie zamierzam nawet się zabierać na ich rozwijani na tym blogu - bo jakbym zaczął to bym nie skończył. Po kilkunastu minutach, zobaczyłem obok siebie może nie 10 ale 4 metrowy kawałek drewna i przyniosłem go do miejsca biwakowania. Pogrążony ciągle w tych myślach ponownie wróciłem na miejsce na cypelku. Wtedy stało się coś dziwnego. Zawsze kiedy potrzebowałem odrębności, to ją sobie znajdywałem i nikt mi w niej nie przeszkadzał, choć czasami powinien (bo często dlatego tak to eksponuję aby sprowokować do rozmowy, ponieważ jestem w stanie myśleć nawet rozmawiając z każdym na luźne tematy potrafię ciągle o ciężkich sprawach i nie potrzebuję izolacji z własnego wyboru). Wtedy dosiadł się do mnie, dzień wcześniej poznany gość i zapytał się co mi jest i czy może jakoś pomóc. Może to wynikało z jego nieświadomości, że ja zawsze robię wszystko samemu i moje problemy zostawiam sobie ale i tak o dziwo powiedziałem mu mniej więcej o co chodziło. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, ponieważ jak już pisałem - nikt nie pytał. Po krótkiej rozmowie, trochę dłuższym w ciszy siedzeniu zmotywowałem się do roboty i postanowiłem aby ruszyć z fabułą. Biwak miał opowiadać o grupce żeglarzy, których statek się rozbił i na jego szczątkach przybyli do Skandynawii a tym samym - do wikingów. Fabułą całkowicie się zjebotała bo zaczęło padać i z dobrymi przerwami nie przestało do samego końca biwaku. Większości naszym zajęciem było nic nie robienie, walczenie z żywiołem (jak rozstawianie namiotu w środku nocy w największy deszcz), spanie, walka o ogień na zagotowanie wody, granie w karty, śpiewanie/słuchanie muzyki i powszechna teoretyczna nuda. Praktycznie nie do końca się nudziłem bo cały czas coś się działo. Niekoniecznie efektownego - ale działo się. Zwineliśmy się z biwaku dzień wcześniej kiedy to ostatniej nocy, w jednym namiocie było łóżko wodne, w drugim kilka jeziorek a wszystkie rzeczy były przemoczone. Tego samego też dnia, po powierzchownym ogarnięciu się w domach poszliśmy walczyć z woda o sile ognia ;P.
Następnego dnia z samego rana sprawdziliśmy Filipa pociąg do domu (aaa! Nie wspominałem, że mieszka od koło Krakowa? ;D). Zjedliśmy razem śniadanie, niekoniecznie przy samej herbacie i wyruszyliśmy na stację śpiewając po drodze "morskie opowieści". Po dotarciu na miejsce i zgarnięciu tym samym ze sobą Oli, robiliśmy z siebie debili na stacji. W pewnym momencie nasza jedyna towarzyszka powiedziała, że się do nas nie przyznaje - chyba byłby to dobry dla niej pomysł :P. Porobiliśmy sobie kilka durnych fotek i wsialiśmy doi pociągu. Po dojechaniu na miejsce i po krótkim czasie oczekiwania wsadziliśmy mego gościa do wagonu z napisem "Kraków Główny". My wybyliśmy z dworca i poszliśmy kolejno, na shake (ja na malinowego a Ola na kawowego), do kina, do Galerii Łódzkiej i wróciliśmy na Łódź Kaliską aby powrócić do Kolumny. Pogoda tego dnia była istnie świetna, lepsza niż we wszystkie poprzednie dni razem wzięte. Zbytnio mi to nie przeszkadzało, choć w poprzednie dni również takowa mogła by panować :).
Kto by pomyślał, że wizyta w McDonadzie, obejrzenie "Zaćmienia" (można się śmiać, Piotrek na trzeciej części Zmierzchu był ;P), oglądanie aparatów w Galerii i obiad w KFC przyniesie mi tyle wewnętrznego katharsis? A może to nie te wszystkie miejsca tylko osoba która ze mną w nich była i uczyniła mi przyjemność jej towarzyszenia?
Co do samego zdjęcia, to pochodzi z soboty, z pierwszego z owych zimnych dni, kiedy temperatura wody serio byłą kurewsko zimna, a Ola chodziła w sukience po rzece a ja za nią po szyję w wodzie robiłem jej zdjęcia. Bardzo duża ich cześć wyszła nieostra z powodów na naturalnych - z zimna trzęsły mi się ręce. Mimo tego - warto było, choćby po to aby z nią trochę pobyć i porobić dziwne (choć to pewnie za lekko powiedziane) rzeczy. Bo jak się chce to można wchodzić za kimś do lodowatej wody w samych majtkach, przenocować u siebie całkowicie obcego człowieka, przegrać zakład, rozbijać w środku nocy namiot, przechodzić w sumie 50 minut drogi za każdym razem. Tylko trzeba to robić dla kogoś.
Podczas wstępnego poznawania jeszcze Filipa zostałem zapytany o to abym powiedział pierwszą rzecz jaka mi przyszłą do głowy. Odpowiedziałem "rekin". Przeliterował on sobie ten wyraz od tyłu i wyrył na gitarze, jako pamiątkę z tego wypadu. Potem zapytał się mnie czemu akurat ten wyraz. Powiedziałem mu, że to dlatego iż tytuł piosnki której właśnie słucham ma takowe tłumaczenie a utwór mówi o tym, ze w tym zespole był kryzys i przy nagrywaniu ostatniej płyty prawie się rozpadł. I puściłem mu ową piosenkę;) <..>
Inni zdjęcia: Xyz fuckit2296:D milionvoicesinmysoul;) patki91gdKolczyki złote precle otien:)Hej lato kurdupelpunk147724.6 idgaf94:* patki91gdJa nacka89cwa... maxima24... maxima24