Na zdjęciu Ola wojująca swoim Canonem podczas biwaku w Burzeninie z okazji DMB. Sprzęt tej firmy jest alternatywą zakupową tego jaką ja firmę - Nikona zamierzam wybrać. Przed piątkiem byłem 100% zdecydowany. Na seminarium drużynowych w Załęczu moje poglądy się trochę zmieniły przez znajomego fotografa dh. Darka. Przegadałem z nim na ten i inne tematy naprawdę wiele godzin. Ale po kolei, chronologicznie bo dzisiaj się zebrałem w sobie aby napisać notkę (miałem to zrobić wczoraj ale za bardzo byłem zmęczony ;)) i wybrać zdjęcie bo te, które chciałbym teraz tutaj wstawić nie jest jeszcze w moim posiadaniu tyko na owego fotografa sprzęcie (i które na najbliższej odprawie dostanę wraz z tymi z Burzenina i startu harcerskiego sprzed dwóch lat :D).
W piątek miałem dwie lekcje, a tak bardziej to półtora lekcji bo była fizyka, z którą otrzymałem 5 za zabawę a nie pracę oraz j. niemiecki z którego dostałem 4 z klasówki przekładanej z 2 miesiące (w pierwszym terminie byłem na rajdzie PTTK :D). o 15 byłem gotowy do wyjazdu zapakowany adekwatnie co do wypadu i z ewentualnością na cioranie. Czas między odjazdem z Kolumny najpierw do Łasku a potem do samego miejsca seminarium - Załęcza, spędziłem bardzo miło spacerując/snując się po lasach. O około 20 byliśmy na miejscu, po drobnej pomyłce w trasie o jakieś 15km :P. Trafiliśmy idealnie na kolację, która była dobra choć jak dla mnie za mała (choć i tak zjadłem porcję z trzy razy taką jak każdy z pozostałych z mojego hufca).Po kolacji było spotkanie wprowadzające, które bardziej mnie rozzłościło wewnętrznie niż cokolwiek nauczyło. Na nich zauważyłem, że na sali siedzi Krzysiek z Żychlina, Ania z Łodzi i Asię oraz Karolinę z Radomska. Wszyscy poznani w Radomsku na kursach. Z ta ostatnią dwójką pań spędziłem sporo czasu do 5 rano rozmawiając o wspomnieniach, o różnych sytuacjach z życia harcerskiego, o szkole i jej odchyłach. Wracając o tej późnej godzinie do swojego pokoju usłyszałem, że wszyscy myśleli, że to Szczupak, który wrócił o 4 się źle prowadzi ale ja to przegiąłem. Widać zazdrościli ;D. Tego samego dnia Sebastian zrobił mi również meksykankę na ręku, którą jedyną opcją ściągnięcia jest rozcięcie jej. Ale to dobrze ponieważ dałem słowo, ze będę ją nosił do tak około listopada czyli zamknięcia próby na stopień przewodnika.
Drugiego dnia pobudka była o 8 rano wiec nietrudno obliczyć ile spałem ;). Czekało na nas śniadanie, a którym po raz kolejny wciągnąłem kilkukrotną swoją porcję i dh. komendant został poinformowany, że mi ciśnie od Betki (nie Beti bo tak nie lubi jak się do niej mówi ;D). NA początku przyjął to jako żart a następnie na serio mnie się zapytał. Delikatnie mu powiedziałem, że tak na serio walnę na to czy mi umyślnie czy nie umyślnie jedzie bo zbytnio mnie nie interesuje opinia wszystkich ;). Po śniadaniu była gra terenowa, która tak naprawdę wg mnie była zmarnowaniem potencjału. Mogli dowalić wywalone punkty bo udział brali sami drużynowi i instruktorzy a tam same pierdoły i wiedza teoretyczna z zagadnień, które może nie wszyscy dobrze znają (albo raczej większość) ale ja hasłami z rękawa sypałem i mogłem je recytować wiele razy na pewno poprawnie (skoro mam wymagać takiej wiedzy od zastępowych to sam muszę ją reprezentować). Gra byłą także taka, ze na dany pkt. trzeba było być na czas a nie później. Problem polegał na tym, że moja ekipa musiała czekać na każdym pkt. na wejście ponieważ byliśmy zawsze min. 20 minut przed czasem. Po powrocie z niej wpadliśmy na świetlicę na kawę i ciastka, których można było bać do oporu (słodycze do oporu! Po prostu przegięcie i to bardzo pozytywne ;D). Po przerwie a zarazem objedzie były kolejne zajęcia z pracy metodycznej. Takich nudnych zajęć na serio nie widziałem. Może wydaję się teraz arogancki lub przemądrzały ale tak było i to nie tylko w moim odczuciu. Następnie kolacja i oglądanie filmu o Kamińskim (akurat ciekawszy fragment). Po seansie było przygotowanie do ogniska (z którego wraz z Darkiem nie skorzystaliśmy bo doszliśmy do z perspektywy czasu niekoniecznie mądrego wniosku, ze będzie nam w samych mundurach i polarach hufcowych ciepło). Ogniska rozpoczęły się o 22 w trzech różnych miejscach. Akurat trafiłem na to, które prowadziła komendantka chorągwi. Gawęda byłą nawet ciekawa ale ciekawsze było dla mnie to, że niosłem jako jedne z 6 przedstawicieli uczestników seminarium płomień z ogniska do drugiej, wspólnej i większej watry. Rozpalałem je wraz z komendantami hufców. Wszystko trwało tak do 22.40 zakończone pieśniami obrzędowymi o modlitwą harcerska (którą w całości znało może 5 instruktorów starszej daty no i ja bo się uczyłem na mszę za harcerzy w mojej parafii 21 lutego). Po zaśpiewaniu prawie wszyscy się zwinęli. Ale ja, Darek, dh. Roman z Radomska i dwóch druhów ze Zgierza zostaliśmy do końca (trochę stali jeszcze z nami Szczupak i dh. Edek ale po pewnym czasie z zimna i zmęczenia zwinęli się do domków), aż ogień się wypali i wszelki żar zgaśnie (pamiętajmy, ze ciągle jestem tylko w mundurze i polarze ;D). Dyskusje, które prowadziliśmy to były prawdziwe tematy-rzeki. Było mowa o patriotyzmie kiedyś i teraz, o sensie lub braku sensu istnienia grupy wiekowej zwanej wędrowniczej lub powrocie do starej 3 etapowej metodyki, o polityce, o KSI, o moim stażu w ZHP, o Halerze, o Pileckim, o Piłsudskim, o filmie Avatar, o patentach drużynowych i jeszcze kilku tylko nie pamiętam ;D Tak koło 01.30 ognisko dogasło i zwinęliśmy się do pokojów. Tam dyskutowałem z Darkiem o religii (w końcu znalazł się ktoś, nie ksiądz, po teologii z kim można normalnie podyskutować na ten temat bo większość osób, z którą próbuję nie czytała biblii lub wiedzą tyle co usłyszeli w telewizji), o starym dobrym kinie Kurosawy, o fotografii, o ZHP, o karate i kendo, o klasyce filmowej takiej jak "2001: Odyseja kosmiczna", "Łowca Androidów", trylogii "Władcy pierścieni", o "Gwiezdnych wojnach" (oczywiście tych starych). I tak nam zeszło 3 w nocy. O tej właśnie polegliśmy i poszliśmy spać.
Ostatniego dnia były warsztaty (ja wybrałem robienie suwaków, co mi się z reszt bardzo spodobało) oraz apel kończący. Wszystko skoczyło się koło 13. Lekko po 14 byłem w domu i próbowałem odrobić lekcje i powrócić do cywilizacji (bo w całym Załęczu może w trzech miejscach był zasięg -.-). Od 18.20 do 21.30 tej cywilizacji całkowi cienie potrzebowałem bo by tylko przeszkadzała. Oj i to bardzo. Cały wyjazd weekendowy oceniam surowo na 4 w skali na 10, ponieważ nie nauczyło mnie prawie niczego, nie zapoznało mnie nowymi formami pracy i w ogóle. Gdyby nie znajomi, których spotkałem, dyskusje w nocy i robienie suwaków to ocena była by bliska zeru i kompletnej steracie czasu.
Czasami opóźnianie jakieś rozmowy może równoważyć się z samoistnym zauważeniem jej celów przez domniemanego rozmówcę.
Po raz kolejny (o ile się nie mylę to trzeci raz z rzędu) straciłem głos (załączyła mi się ciężka chrypa) na tej piosence. Zawsze przy refrenie nie śpiewam tylko się drę jak to wokalista Myslovitz na koncercie robił :) <..>
Inni zdjęcia: :* patki91gdPodobny ? raffaelloJeszcze Panna purpleblaack... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24