i TY masz sie za hardcora?

Jak określić coś/kogoś mianem pogiętego i hardcorowego? Można iść na rajd dwudniowy spakowany jedynie w spodnie lub przez 40 godzin nieustannie coś robić, chodzić, zwiedzać, śpiewać, grać i wszystko (czego żywym przykładem jestem np. ja). Można walczyć jak kamikadze i nie ucierpieć prawie w ogóle (czego przykładem jest wczorajszy heroizm Krystiana). Można zjeść czubatą łyżkę cynamonu i sienie porzygać, można wydepilować sobie klatkę piersiową za kilka piw. Ale to co dzisiaj się stało wg mnie bije każdy inny przykład bycia pogiętym ;D. Wyobraźcie sobie mróz. Siarczysty jak cholera (czyli dokładnie taki jaki jest na dworze). Dodajcie sobie do tego pustą skutą śniegiem i lodem ulicę na jakimś odludziu w sąsiedztwie kilku domów. Czujecie to zimno bijące od śniegu i zacinający wiatr? Przenieście się tam myślami na chwilę. A teraz dodajcie sobie młodą kobietę zdejmującą na tej ulicy spodnie, zakładającą spódniczkę i stąpającą boso po zmarzlinie. Niemożliwie? Porypane? Wymyślone? NIE. To jest prawdziwe. Takie prawdziwe że jak patrzę na zdjęcia, których tylko ułamek trafi na łono publiczne to przypomina mi się wszystko z perspektywy trzeciej osoby. Kim jest ta owa kobieta, która miała dzisiaj niecodzienny pomysł i dziwnego kompana, który nie miał nic przeciwko temu? Jest na mojej liście przegiętych akcji i pomysłów numerem pierwszym bijąc na głowę wszystko to co przedtem uważałem za hardcorowe. To popołudnie zapadnie mi naprawdę na długo w pamięć (może dlatego, że podczas zakładania jej butów odpadła jej wkładka i schowałem ją do kieszeni z zamiarem oddania [oczywiście zapomniałem teraz ta podkładka zajmuje honorowe miejsce na mojej dziwnej wystawie w pokoju])

W dzisiejszej notce miałem zamieścić kilka innych informacji i przemyśleń ale... napiszę to jutro ;)

Jeszcze tylko piosenka, którą mi Ola u niej w pokoju podczas przeglądania tych zdjęć przypomniała <..> (swoim nastrojem piosenka oddaje pozytywnie nienormalny klimat dnia ;D)