dwa tygodnie!
zleciało jak 4, może 5 dni, chociaż momentami wydawało mi się, że to trwa nieskończoność
generalnie oczywiście bywało lepiej i gorzej, mojemu żołądkowi pozostawiam wiele do życzenia, ale o takich rzeczach bardzo łatwo zapomnieć, szczególnie jak mam za sobą inne takie wspaniałe wspomnienia! spodziewałam się, że będzie ciężko, ale i tak nie przewidziałam, że tak to będzie wyglądać - mowa oczywiście o rozstaniu się z tym miejscem. udało mi się pożegnać prawie z wszystkimi, wróciłam do domu o 2 w nocy, i wyjątkowo nieogarnięta poszłam spać. następny dzień i pobudka - TRAGICZNE! ciągle nie mogę w to uwierzyć.
dwa tygodnie z końmi, we wspaniałym miejscu zwanym Gutów, dwa tygodnie non-stop z fajnymi ludźmi, dwa tygodnie jazd konnych i izolacji od przyziemnych rzeczy takich jak internet, tv i tak dalej. i to koniec! nie wierzę w to
okej, koniec przynudzania i tych moich rozkmin. zbyt mało minęło od powrotu z Gutowa, żebym napisała cos naprawdę z sensem :lol2: powiem tyle: kocham to miejsce, kocham Gutów, o czym strasznie przekonałam się, kiedy już wróciłam do domu! mam wielką nadzieję że za rok uda mi się tam znów pojechać. :) nawiązując do notki sprzed obozu: pisałam, że będę pro. może i nie jestem, ale nauczyłam się mega dużo i teraz nie wyobrażam sobie tak po prostu nie jeździc. trudno, będę sobie musiała jakoś z tym poradzić.
mam papkę z mózgu, nie wiem co ze sobą zrobić, wchodzę na fb i zajmuję się tylko i wyłącznie obozem, ciągle obóz, obóz, obóz. wiedziałam, że tak będzie ;< wczorajszy dzień był dosyć ciężki, ale już powoli się aklimatyzuję w domu, z powrotem w domu. siostra się mną zajęła, i trochę mi lepiej :) łyso w tym Luboniu, pogoda też taka sobie. tak jakoś sucho. dziś zacnie wstałam o 12, bo wczoraj do późna oglądałam MEGA film pt. Prestiż, polecam na maksa, jest naprawdę dobry :D
od jutra się ogarniam, od jutra zaczynam żyć normalnie (xd) i tak dalej: oto moje plany na najbliższe dni. muszę zejść na ziemię
soys campeones
muchacho soys campeones
soys campeoneeees
muchacho soys campeoneeees!