A piece of someone.
# 2
Afrodyta z płaczem wybiegła z cmentarza. Kierowała się w stronę swojego domu, gdy nagle w kogoś uderzyła. Odskoczyła z wrzaskiem, a chłopak na którego wpadła starał się ją uspokoić.
- Hej, co ci jest? Pomóc ci w czymś?
- Nie! Zostaw mnie w spokoju! Wszyscy dajcie mi spokój!
Wyrwała się z ramion chłopaka i uciekła.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ.
Dziewczyna od czasu feralnego spotkania nie wychodziła z domu. Sądziła, że każdy chłopak to świnia.
Po krótkim czasie zastanowiła się co ma robić. Zrozumiała wreszcie, że nie może tak dwać sobą pomiatać i musi wziąć się w garść.
Następnego dnia zadzwoniła do Lorena i chciała się z nim spotkać.
- Cześć kochanie.
- Loren musimy pogadać.
- Tak?
- To koniec! Nie chcę z tobą być! Nie chce nawet na ciebie patrzeć!
- Nie możesz, Afrodyto! Ja cię kocham!
Loren zaczął nachalnie przytulać się do Afrodyty.
- Odejdź! Już na zawsze! Powiedziałam ci, nie chcę cię znać!
Afrodyta wyrwała się mu i poszła do domu, szczęśliwa, że ma już to za sobą.