Czas leci ostatnio szybciej niż zwyle,
życie dosłownie ucieka przez palce,
a cały mój mały świat skupia się wokół liczenia,
słowem 'jestem robotem'.
Myślę, że pewne rzeczy zaczyna się doceniać dopiero w klasie maturalnej.
Całe to bycie singlem .. o rany! Magiczna sprawa,
kiedy ma się w tygodniu 10 godzin matematyki,
studniówkę na karku, a jutro obchodzi się trzecie urodziny w miesiącu.
Choć jak to zwykłam mówić mojemu instruktorowi:
"Poco mieć jednego, skoro można mieć dwóch"
-Maciek, Michał.. jesteście tą dawką szczęścia
bez której nie dałabym rady.
A jeśli jeszcze nie potraficie sobie wyobrazić jak bardzo zajęta jestem,
powiem, że wczoraj spotkałam się z Gochą po 10-dniowej przerwie,
a jak na nas.. to wow.. naprawdę sporo.
Ale były ulubione rozmowy przy burżuazyjnej sałatce
i brechty z byle czego (pokrowciec i inne takie),
co mój matematyk podsumował dzisiaj:
"Trzeba było wczoraj nie balować, tylko trzaskać matmę.".
Chyba pożyczę sobie od niego tą tytoniową kawę,
żeby wydłużyć dobę o kolejne 24 godziny.
No nic. Udziela mi się pracoholizm i wkrótce zajadę się jak koń szmaciany,
ale to dobrze.. znaczy, że mi zależy..
a jak mi na czymś zależy to robię to do końca i zwykle najlepiej jak potrafię.
Dziękuję ludkom, które gdzieś tam nie pozwalają mi się mulić
i ciągną mnie za ręce i nogi, żeby tylko wywołać na mordce uśmiech.
Słyszeliście, że ludzie zakochani i szczęśliwi nie chorują ?
Jestem zasmarkana w trzy dupy i od rana gadam jak stachurski,
ale nie poddaję się i szlajam się z takim jednym ,
który szepcze do ucha 'czeeeekolaaadaaa karmelowa'
i mówi, że będzie tył do stycznia razem ze mną,
a wrazie konieczności zatoczy mnie na polonezie jak najsłodszą kulkę.
Tymczasem przed nosem sterta książek i jedno pytanie, które chciałabym zadać nauczycielom:
SERIO !?
p.s. Wybaczcie wpis. Musiałam komuś solidnie pomarudzić.
Tak to jest, jak najbliższe wixy dopiero w listopadzie.
no nic. ręce do góry i lecimy.
"(...)it's never ever too late!"
dawajcie radę. Zawsze.