Zaczelismy juz w zasadzie w piatek. Odebralem tylko amor z regeneracji, zamontowalem, pojechalem do Marcina, zadzwonilismy po Jarzaba i jazda do Trzebnicy xD Troche krotka trasa, ale bylo juz dosyc pozno.
Za to wczoraj mistrzostwo swiata w kwestji organizacji po prostu...
Najpierw ok. 12.30 zabawa w meteorologow i proba ustalenia prognozy pogody zakonczona stwierdzeniem "to tylko przelotnie" xP
Pozniej nieudane proby skontaktowania sie z Jarzabem do godz. 13 kiedy w koncu raczyl sie obudzic...
Nastepnie ustawka o 14 na Statoilu, gdzie juz na wstepie bylo wiadomo, ze Jarzab bedzie o 14.30.
Kiedy nie zjawil sie na czas zaczalem zartowac, ze pewnie przyjedzie o 15.30, po czym z minuty na minute przestawalo mnie to bawic.
W koncu spotkalismy sie faktycznie ok. 15.30 na innej stacji i jak sie okazalo to wcale nie oznaczalo, ze "juz" jedziemy w trase. Najpierw trza bylo podjechac do Pejsa po bluze i dokrecic lampe w Jarzaba Hondzie, bo z jakiejs blizej niewyjasnionej przyczyny jedna ze srubek sie poluzowala...
Kiedy juz zaczalem watpic czy wgl. gdzies pojedziemy, ruszylismy... Przy okazja zabrala sie z nami Aga, bo chciala sie przejechac :)
Spojrzalem na zegarek, ktory wskazywal 17 '___'
Najpierw zatrzymalismy sie w Olesnicy, po drodze padalo, ale w dalszym ciagu przelotnie. Przeszlismy sie na rynek, po czym wrocilismy na parking, zjaralismy gumy i pojechalismy dalej do Kepna.
Ciagle zdarzaly sie przelotne deszcze, ale nic strasznego.
Kiedy juz bylismy w Kepnie czyli gdzies ok. 19. zaczelismy odczuwac ochlodzenie. Krotko mowiac pizgalo...
Postanowilismy zrobic sobie przerwe i ogrzac sie troche na stacji, przy okazji stwierdzilismy, ze kazdemu z nas przydaloby sie dotankowac troche nasze Hanie... Mimo, ze juz w zasadzie kazdy z nas chcial wracac ze wzgledu na temperature, zgodzilismy sie, ze skoro juz jestesmy w Kepnie, a i tak bedzie pizgac podczas powrotu, to nie zaszkodzi nam skoczyc, na chwile, na rynek... Gdzie cyknelismy mi. ta fote.
Pora wracac... Uzgodnilismy, ze co jakis czas bedziemy sie zatrzymaywac, na chwile, na stacji, zeby sie chociaz troche ogrzac i w sumie mielismy dwa postoje. Podczas tego drugiego, a w zasadzie kiedy juz go skonczylismy i zaczelismy sie zbierac i zegnac przy okazji, bo juz kazdy mial jechac swoim tempem i swoja droga, zaczelo padac. Jak sie po chwili okazalo, to wcale nie byl przelotny deszczyk tym razem.
Godz. po 21, miejsce gdzies pomiedzy Olesnica, a Dlugoleka i zaczyna sie prawdziwy hardcore... Zaczelo tak niemilosiernie lac, ze ciezko to opisac. Jako, ze ja jako jedyny jechalem bez "plecaczka", tzn bez pasazera, wyprzedzilem reszte i jechalem przed siebie. Miny wyprzedzanych kierowcow "puszek" tzn. samochodow, bezcenne xD Nie wiem w jakim stanie dojechala do domow reszta, ale ja mimo tego, ze mialem na nogach glany, po tej ulewie mialem skarpetki przemoczone do suchej nitki, ramona i spodnie motocyklowe zdaly egzamin. Jeszcze pozostala kwestja widocznosci, ktora podczas takiego deszczu, w kasku, ktory nie jest przeciez wyposazony w wycieraczke, byla bardzo mocno ograniczona. Kiedy juz bylem we Wro, gdyby nie to, ze znalem droge do domu na pamiec, ciezko byloby nie stracic orientacji w terenie. Zreszta co tu duzo mowic, po drodze minalem kolizje, w ktorej uczestniczyly 3 puszki, wiec lekko mowiac, warunki na serio nie byly sprzyjajace jezdzie jakimkolwiek pojazdem.
Ok. 21.30 w koncu dojechalem do domu, po czym jak najszybciej wzialem goraca kapiel i poczulem ze zyje :)
Za to dzisiaj pierwszy dzien w pracy, tj. probny. Ogolnie bylo spoko, dostalem instrukcje obslugi klienta xP oraz skierowanie na badania, wiec jest dobrze