Wszystkie moje słowa nie znaczą nic... Zaraz zniknę razem z lawiną nieokrzesanych myśli, zgubie się w ich tłumie. Wszyscy wymagają ode mnie, policzkują a nie rozumieją jakimi jesteśmy niewolnikami własnego umysłu, SIEBIE. Nie rozumieją, że ciało jest płynne... przybiera kształt naszych myśli... teraz tak bardzo zagubionych w innym czasie, w innej przestrzeni. Jestem zmęczona ilością oskarżających słów, zmęczona nierealnymi marzeniami, złudzeniem przyjaźni, troski, tęsknoty. Świat został namalowany ręką szaleńca, który najwidoczniej nie powiedział mi jak ma zostać odczytany obraz i śmieje się patrząc jak potykam się, na wybojach, które sam stworzył. Czuje się zdeptana przez tłum głosów w mojej głowie, zmiażdżona przez realność.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
(tak mnie wzięło na smęty)
Nie mogę stać w środku,
Chcę ciągle przeć do przodu...
Ale coś mnie ciągnie w dół..
Kształtuje mnie...
Formuje mnie... w złudzenie...
Zawsze blisko do upadku...
Odejdź jak wczorajszy dzień...
Obwiń mnie..