photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 14 LIPCA 2011

Lonely~

Co to jest samotnośc?

Zadałam to pytanie mojej ukochanej cioci, Wikipedii. Odpowiedziała mi krótko: 'Samotność to zjawisko subiektywnie odczuwane, stan emocjonalny człowieka wynikający najczęściej z braku pozytywnych relacji z innymi osobami. Często ma wydźwięk negatywny.' Dziękuje cioci. 

Ale cóż... tu zrodziło mi się nowe pytanie, na które nie wiem jak odpowiedzieć. Dlaczego, skoro potrafie porozumieć sie z innymi ludźmi i mam z nimi dobre stosunki, czuję się często samotna, mimo, że obok mnie są ludzie?

Ktoś kiedyś powiedział: 'Samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa.'  I z tym jestem w stanie sie zgodzić. 

Mam spore grono przyjaciół, to mogę powiedzieć z reką na sercu. Spędzam miło z nimi czas, jest wesoło, pośmieję się, pogadam z nimi, pójde na imprezę, etc. Ogólnie z zewnątrz nie mogę powiedzieć, że jestem osobą samotną.

Właśnie... z zewnątrz. 

A wewnątrz?

Co z tego, że mam obok siebie grupę ludzi, nazwanych przyjaciółmi lub dobrymi znajomymi, kiedy tak naprawdę w środku, w głębi mojego serca, czuję pustkę i wiejący wiatr po kątach? Tak jakby nie bylo nikogo obok mnie. Jakbym była sama. 

Być może jest to związane z tym, że się różnię od innych ludzi. Że nie jestem taka jak moi rówieśnicy. Kiedyś bardzo mądra koleżanka powiedziała mi: 'Ty masz swój świat, do którego nie dopuszczasz byle kogo. Ale dopóki potrafisz funkcjonować dobrze i w swoim i w naszym świecie, broń go jak tylko możesz.'. Co prawda fakt, że była wtedy po kilku(nastu) kieliszkach i następnego dnia tego nie pamiętała, mógł mieć coś wspolnego z wypowiedzeniem tych słów. 

Cóż, prawda jest taka, że będąc w towarzystwie moich znajomych, nie mogę być do końca sobą. I to jest to co boli naprawdę: lubią mnie, kiedy udaję kogoś innego. Kiedy jestem sobą, twierdzą, że jestem dziecinna i że mam przestać się wygłupiać. Prawdą jest, że nie zaakceptowaliby mnie taką, jaką jestem naprawdę. A osoby, które to akceptują, są niestety zbyt daleko, by móc często zaznać ich towarzystwa. 

I dlatego pewnie doskwiera mi samotność. Bo wiem, że tak naprawdę nie jestem z nimi ja. Osoba, która siedzi na moim miejscu w knajpie lub na imprezie jest kimś innym. Kimś udawanym. Niczym pudełko, ktore w środku zawiera szamoczącą sie osobowość, chcącą wydostać się na zewnątrz. Jednak taśma, przytrzymująca klapy pudełka, trzyma je razem zbyt mocno, by jej to umożliwić. 

Ktoś może się spytać dlaczego to robię. Dlaczego zmieniam się dla innych, chcąc być sobą. I tu występuje paradoks: bo nie chcę być sama. Nie chcę być outsiderem i spędzić resztkę swojego studenckiego życia siedząc w pokoju. 

Więc tak naprawdę wychodzi na to, że uciekając od samotności, jestem coraz bliżej osiągnięcia jej szczytu. 

Nie chcąc być samotna fizycznie, cierpię w środku. Udając kogoś innego, coraz bardziej tracę swoje własne ja, wbijając sie w rolę, którą sobie wyznaczyłam. Coraz częściej czuję się, jakbym była zwykłą kukiełką, sterowaną sznurkami trzymanymi przez Strach, który kumpluje się ze Zwątpieniem, tworząc razem silnie zbity zespół, prowadzący mnie powoli ku mojej własnej zagładzie zwanej Samotnością. 

I teraz tylko ode mnie chyba zależy, czy przetnę przytrzymujące mnie liny i stanę na własnych nogach, podtrzymywana przez Odwagę i Wiarę W Siebie, czy dalej będę poddawała sie tym dwóm opryszkom...

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika shinigamikarin.