W moim świecie alternatywnym zamiast szumu pojazdów słychać aktualną ulubioną muzykę. W świecie alternatywnym żyją obok mnie znajomi, których kreuję wedle własnego uznania i wewnętrznych potrzeb, ludzie, których kocham i ludzie, których nie lubię a którym bezprecedensowo mogę ukazywać swoją pogardę i wyższość. W moim świecie alternatywnym jestem o niebo lepszą osobą, niż w rzeczywistości.
Z jednej strony taką samą, ale jednakowoż zupełnie inną, obdarzoną cechami, których próżno szukałabym na co dzień, a z jeszcze większym trudem wydobywała na wierzch. Tutaj mogę robić, co zechcę, a wszyscy ludzie żyjący obok mnie, i, co tu dużo ukrywać, dla mnie, kreując jednocześnie swoisty matrix, będą dokładnie takimi, jakich sobie ich życzę.
Wbrew pozorom, to nie jest zły i egoistyczny świat. Jest to po prostu mój świat, taki, który pozwala mi być Kimś, tym Kimś, kim w rzeczywistości i na codzień nie jestem, wydobywający ze mnie te cechy, które z wrodzonego braku odwagi i siły przebicia nigdy nie wypłyną na wierzch.
Mój osobisty, wewnętrzny, całkiem prywatny świat, idea. Życie, które przeżywam co wieczór, nim zasnę, co dzień, idąc niczym mechanizm przez miasto ze słuchawkami na uszach, zapatrzona we wnętrze, wchodząca pod samochody. Życie, które przeżywam wieczorem, podczas tak zwanych zawiasów, wpatrzona w ścianę, ekran monitora, książkę, papier i ołówek.
Świat wewnętrzny, równoległy, w który każdy z Nas, Indywidualistów, ma w zwyczaju uciekać przed rzygliwą szarością otoczenia.
Jestem najwspanialszym człowiekiem świata. Swojego świata.