A dzisiaj jest mi ciężko. Dzisiaj jest dzień mieszania w sobie złości, żalu i strachu. Niemalże fizycznie odczuwalnego babrania się w tym, co złe a co pojawiło się we mnie w środku, gdzieś wokół serca - ale do wnętrza nie wpuszczę. Nie ma mowy.
Czuję się bardzo słaba, a jest tyle rzeczy, którym trzeba stawić czoła, by coś osiągnąć. Jestem wściekła na siebie za to, że potrafię spieprzyć w sobie tyle dobrego i rzucać kłody pod nogi sobie samej.
Dzisiaj jest dobry dzień na ryczącą w uszy muzykę złości.
Jak również na sześć łyżeczek kawy na raz, w jednej szklance. I na odwinięcie az do palców rękawów koszuli. No i proszę - znowu szukam ukrytego gdzieś we mnie przycisku z kuszącym napisem "Off".
Po prostu jestem na siebie bardzo, bardzo zła. Co mam poradzić? Na Boga, nic nie poradzę. Ale powalczę z tym, bo nie wolno mi zrobić nic innego.
Byłabym najbardziej śmierdzącym radioaktywnym odpadkiem świata, gdybym pozwoliła temu rzygowi w środku mnie zniszczyć szansę osiągnięcia pewnych rzeczy, na których mi zależy.
Wara.