Nie wiem, kiedy mamy egzaminy, nie wiem, kiedy, z kim i gdzie będą wyjazdy terenowe (wiadomo za to, że będą w liczbie około stupięćdziesięciu dni rozbitych na mniejsze porcje umiejscowione w najbardziej niekorzystnych okresach), nie wiem, czy już się uczyć, czy jeszcze nie, albo w ogóle nie, bo może się okazać, że połowa egzaminów, z powodu powyższego, przeniesie się na lipiec, kiedy to będę za Atlantykiem, i będę musiała spędzać wrzesień pisząc je w drugim terminie. Ponadto umiejscowić trzeba gdzieś tu jeszcze koncerty, konie i inne rozpusty tudzież uciechy, w związku z czym wszystko koliduje ze wszystkim i odczuwam stres.
Cholerne studia. Nigdy nic nie wiadomo. I planuj tu, człowieku, żywot.
Załączam zdjęcie autorstwa sheste, które może być całkiem udatną metaforą powyższych przemyśleń, mianowicie marności człowieka (ja) wobec przytłaczających zewsząd, a szczególnie z góry, nieokiełznanych Spraw (wieża).