Wczorajszy dzień udany, z Wojtkiem, Agatą, piwem faxe, absyntem i sosem czosnkowym.
Zdjęcia z niego, o ile jakieś będą nadawały się do opublikowania, ukażą się w późniejszym terminie z racji tego, że uparcie ciągnę przeterminowaną już, bo sprzed tygodnia, sesję. To zabawne, pogoda była tak samo paskudna jak dzisiaj.
Paulo Coelho mi się kończy. Niechaj już ta czarownica z portobello przyjdzie.
Poza tym, Metallica, z racji nadchodzącego koncertu podskoczy mi zapewne w statystykach. Dobrze jeste słuchać muzyki, której słuchało się bez przerwy dwa, trzy lata temu, przypominając sobie uczucia, głównie złość i smutek, które owemu okresowi towarzyszyły. Bo dobrze jest patrzeć na niektóre sprawy z perspektywy owych dwóch, trzech lat właśnie.