Z każdym dniem dochodzi do mnie, że to co było nigdy nie wróci.
Chćbyśmy nie wiem, jak bardzo tego chcieli, tego po prostu już nie ma.
Pamiętasz, jak obiecałam Ci, że się nie poddam?
Jak obiecałam walczyć, nawet jeśli nie będzie Cię tutaj? Jak mówiłam, że jestem silna i wytrzymam?
Kłamałam. Jestem nikim. Nędznym skrawkiem człowieka wyniszczonego przez setki wspomnień,
z mnóstwem ran zadawanych na przestrzeni lat. Nie dałam rady. Wcale się nie trzymam.
Ja to wszystko oddalam od siebie, bo jeszcze, mimo tych kilku miesięcy, nadal nie wierzę,
że już nigdy Cię tu ze mną nie będzie. Zamykam oczy, gdy przez przypadek wpadnie mi w ręce Twoje zdjęcie.
Odkładam je najgłębiej jak tylko można, by nie patrzeć, by nie wbijać sobie kolejnego sztyletu,
w to podziurawione dość mocno serce. Umieram, każdego dnia na nowo - bo bez Ciebie,
bez Twojego wsparcia i bez Twojej dłoni, która miała prowadzić mnie przez całe życie - nie ma mnie.
Po prostu nie istnieję.