Musisz objąć mnie mocno, gdy wchodzimy gdzieś razem
I mieć tą świadomość, że masz najlepszą pannę
I dać mi swobodę, a nie zerkać co minutę
I mieć w oczach tą pewność, że i tak tu wrócę
Za oknem wieje wiatr, w głowie zament
Strach przed tym co nie znane, co nie wypowiedziane
Paliliśmy jointy i kochaliśmy się na kanapie
Znam Boga,lecz nie rozmawiam z nim długo
Od kiedy zobaczyłem,jak pozwala cierpieć ludziom
Wybacz mi,ze nie zawsze jestem wierny
Jeden dzień zmienił cale Twoje życie
I ta świadomość,ze możesz mnie nigdy nie usłyszeć
Znów nie mogłam spać w nocy, obok zimna pościel.
Czekałam do piątej, aż wrócisz i mnie dotkniesz.
To mało istotne, tylko chce mi się płakać
Kiedy wącham twój kołnierz i czuję jej zapach.
Może trochę przesadzam, bo wciąż wołasz mnie "kotku".
Słowo "zdrada" zastąpiło bilet w tą podróż.
Zastanawiam się czemu znów nie wracasz do domu?
Nie odbierasz telefonów, nie gadamy jak kiedyś.
Gdzie te wspólne cierpienia, gdzie uśmiechy?
Kto pomagał ci przeżyć, wierzył w ciebie od lat?
Teraz siedzę znów sama, a w radiu melancholia.
Nienawidzę takich sztuk to naprawdę podłe.
Znajdź własnego faceta, od mojego się odklej!
Jedna chwila sprawiła, że zdołał mnie zdobyć. Gorące pocałunki, trudno stłumić żar ust, gdy w głowie szumi od wódki.
Rób dobrze
Mów brzydko
Dochodź wolno
Lub odchodź szybko...
Chcesz być ze mną
To nie wycieraj ust żadną
Musisz się postarać, zanim się rozbiorę.
Zanim ci pokażę co potrafię językiem,
Muszę mieć tą pewność, że nie jesteś tym typem.
Wiesz, że cię pragnę, ale... Co będzie potem?
Nawet się nie przedstawiłam, ty już rozbierasz mnie wzrokiem.
Mam dość czekania na to że mnie wreszcie ktoś doceni.
Dość czekania na to ze moze sie cos zmieni
Prawdziwy skurwysyn nie podnosi rąk do góry
W jednej trzyma drina, drugą kręci blanta z połówy
Takich jak ty ludzi spalam jednym buchem